Współczesny piłkarz to cyborg: niezniszczalny i niezawodny gladiator, który – przynajmniej chwilami – wydaje się uzbrojony w potężny procesor i zdalne sterowanie. Dowodów na to mamy wiele, ale wystarczy, że zatrzymamy się przez chwilę na 64. minucie dwóch meczów minionej edycji Ligi Mistrzów: ćwierćfinałowego spotkania Realu Madryt z Juventusem w Turynie i kijowskiego finału z udziałem Królewskich oraz Liverpoolu. W obu tych meczach padły bramki, które – jak wciąż mawiają komentatorzy – „zaprzeczają prawom fizyki" albo „nie miały prawa paść". W turyńskim ćwierćfinale z prawej strony dośrodkował Dani Carvajal, Cristiano Ronaldo wybił się w powietrze i prawą nogą trafił tuż przy lewym słupku bramki Gianluigiego Buffona. W meczu z Liverpoolem, najważniejszym spotkaniu roku na szczeblu klubowym, klubowy kolega Portugalczyka Gareth Bale niemal skopiował jego wyczyn – również w 64. minucie, tuż po wejściu na boisko, trafił uderzeniem przewrotką, tyle że strzelał lewą nogą w prawe okienko bramki Lorisa Kariusa, a piłkę centrował z lewej strony Brazylijczyk Marcelo.