W Warszawie strzeliły korki od szampana. Po pięciu latach wreszcie udało się awansować do fazy grupowej któregoś z pucharów. W dodatku Legia pokonała uważaną za faworyta Slavię Praga - mistrza Czech i ćwierćfinalistę rozgrywek z ubiegłego sezonu.
To miła odmiana po kilku latach zbierania cięgów od Astany, Sheriffa Tyraspol, Spartaka Trnawy, F91 Dudelange, Glasgow Rangers, Omonii Nikozja i Karabachu Agdam. A mogło być jeszcze lepiej, bo Dinamo Zagrzeb, które stanęło Legii na drodze do Ligi Mistrzów, też nie było rywalem tak silnym, jak się wydawało, co pokazał później Sheriff - pierwszy klub z Mołdawii, który dostał się do piłkarskiego raju. A właściwie z nieuznawanego przez międzynarodową społeczność Naddniestrza.
I choć na Łazienkowską nie przyjadą tym razem Real Madryt, Borussia Dortmund i Sporting Lizbona, pucharowa jesień dla kibiców stęsknionych wielkiego futbolu zapowiada się emocjonująco. Do Warszawy przyjadą Napoli (z Piotrem Zielińskim w składzie), Leicester i Spartak Moskwa. Faza grupowa ruszy 16 września i potrwa do 9 grudnia.
Potrzeba wzmocnień
Cieszą się kibice, cieszyć się mogą też księgowi. Klub z Warszawy zarobił już tego lata 1,14 mln za występ w trzech rundach eliminacyjnych Ligi Mistrzów, za awans do Ligi Europy dostanie 3,63 mln. A to dopiero początek premii, które można podnieść z boiska. Za każde zwycięstwo w grupie przewidziano 630 tys., za remis - 210 tys. Wygranie grupy wyceniono na 1,1 mln, a drugie miejsce na 550 tys.
Dalej jest tylko lepiej. 1/8 finału to 1,2 mln, ćwierćfinał - 1,8 mln, półfinał - 2,8 mln. Udział w finale to 4,6 mln, a zwycięstwo w tym najważniejszym meczu zaplanowanym w Sewilli - 8,6 mln. Do tego dochodzą pieniądze z praw telewizyjnych i marketingowych.
Premie znów wzrosły, bo przed rokiem Lech za pokonanie Standardu Liege otrzymał 570 tys. euro. To była jedyna wygrana w grupie, w której karty rozdawali Rangers i Benfica.
Apetyty w Poznaniu były dużo większe, ale polskie kluby co roku zmagają się z tym samym problemem - nie są w stanie zatrzymać swoich najlepszych graczy.
Rok temu Lech sprzedał Kamila Jóźwiaka i Roberta Gumnego, a Jakub Moder szykował się już do wyjazdu do angielskiej Premier League (odszedł zimą do Brighton, bijąc transferowy rekord Ekstraklasy - 11 mln euro).
W Warszawie nie jest inaczej. Josip Juranović strzelił gola w Pradze i w rewanżu ze Slavią już nie zagrał. Był już po słowie z Celtikiem Glasgow, Legia zgarnęła 3 mln euro, ale straciła jednego z kluczowych zawodników. Kadra jest wąska, kilku piłkarzy leczyło ostatnio lub nadal leczy kontuzje. Potrzeba wzmocnień, by drużyna z Łazienkowskiej nie podzieliła losu Lecha, który nie udźwignął gry w lidze oraz pucharach i pieniądze, które zarobił w Europie, stracił później w Ekstraklasie, kończąc sezon w dolnej połówce tabeli.
Brawa dla Rakowa
Niewiele brakowało, byśmy pierwszy raz od sześciu lat w fazie grupowej pucharów mieli dwie drużyny. Debiutujący w Europie Raków Częstochowa wyeliminował litewską Suduvę Mariampol, ku zaskoczeniu wszystkich pokonał Rubin Kazań i wygrał pierwszy mecz z KAA Gent, choć każdego z przeciwników musiał podejmować w Bielsku-Białej (w Częstochowie trwają ostatnie prace na stadionie).
W rewanżu w Gandawie przegrał jednak 0:3 i to Belgowie sięgnęli po prawie 3 mln euro za awans do nowych rozgrywek UEFA - Ligi Konferencji. Tam każde zwycięstwo premiowane jest kwotą pół miliona euro, a remis - 166 tys. Żaden z polskich zespołów nie zdobędzie jednak tych pieniędzy, bo Pogoń Szczecin odpadła już w drugiej rundzie eliminacji (z NK Osijek), a Śląsk Wrocław - w trzeciej (z Hapoelem Beer Szewa).
Raków dotarł najdalej, do rundy czwartej, zarobił 1,65 mln euro. Niedosyt oczywiście pozostał, ale i tak piłkarze Marka Papszuna osiągnęli więcej, niż ktokolwiek się spodziewał. I za to należą im się brawa. Godnie uczcili setną rocznicę powstania klubu.
Wspomnień czar
W poprzednich latach - mówiąc delikatnie - polskie drużyny rzadko rozpieszczały kibiców. Kiedy bogata Europa szykowała się do walki o trofea, nasi piłkarze ogłaszali już odwrót.
Żeby znaleźć ostatni przypadek, gdy dwóch przedstawicieli Ekstraklasy awansowało do fazy grupowej pucharów, trzeba się cofnąć do 2015 roku. Lech i Legia wygrały wówczas po jednym meczu, a i tak zarobiły około 5 mln euro.
Sezon później byliśmy w siódmym niebie, gdy do finansowego raju, jakim jest Liga Mistrzów, dostała się Legia. Klub z Warszawy rozbił bank, zarabiając 27 mln euro. Na Łazienkowską przyjeżdżali Karim Benzema, Gareth Bale i Cristiano Ronaldo. Ale to był jedynie krótki powiew wielkiego świata, po którym nastąpił zimny prysznic i otrzeźwienie. Przez trzy kolejne sezony polskie zespoły zbierały lanie. Tę czarną serię przerwał dopiero przed rokiem Lech.