Cracovia znajdująca się na przedostatnim miejscu w tabeli nie była zdecydowanym faworytem spotkania z Zagłębiem Lubin. Było to jednak dla niej idealne spotkanie na odbicie się od dna i zaksięgowanie u siebie trzech punktów - ocenia Onet.pl.
Przez niemal cały pierwszy kwadrans drużyny badały swoje siły. Pierwsza sygnał do ataku dała Cracovia. W 14. minucie Sebastian Strózik ładnie ograł wychodzącego mu naprzeciw obrońcę i popędził sam na bramkę Dominika Hładuna. Świetnej okazji nie wykorzystał, bo bramkarz Zagłębia odbił jego uderzenie. W 23. minucie Javi Hernandez odebrał piłkę przeciwnikowi i huknął z dystansu. Na nieszczęście dla gospodarzy jakieś dwa metry nad poprzeczką.
W 29. minucie doszło do ciekawej sytuacji. Piłkę przed bramką Cracovii otrzymał Bartosz Pawłowski i groźnie uderzył. Maciej Gostomski stanął na wysokości zadania mimo rykoszetu. Okazało się jednak, że piłka otarła się o rękę któregoś z piłkarzy Pasów. Rzut wolny z 19. metrów egzekwował Filip Starzyński, ale trafił w mur. To był moment, kiedy przycisnęło Zagłębie. Cracovia się obudziła dopiero po kilku minutach, kiedy Hernandez bez powodzenia próbował trafić w bramkę.
W 43. minucie piłkarze Cracovii przeszli samych siebie. Najpierw wzorowo prawym skrzydłem urwał się gościom Strózik. Jego płaskiego dośrodkowania nie był w stanie wykończyć żaden z kolegów, mimo że mieli do bramki około trzech metrów. Pierwszy nonszalancko uderzył Hernandez, ale trafił Hładuna. Budziński też nie był w stanie trafić tuż sprzed linii. Gdy piłka wróciła do Hiszpana, ten posłał ją wreszcie do siatki, ale był spalony.
Jak to się często mówi, niewykorzystane sytuacje się mszczą. Chwilę później piłka znalazła się w polu karnym Cracovii. Na kąśliwy strzał zdecydował się Pawłowski i dał gościom prowadzenie już w doliczonym czasie gry do pierwszej połowy.