Dla wielu reprezentacji nowe rozgrywki firmowane przez UEFA mają być poligonem doświadczalnym przed eliminacjami do Euro 2020 (ruszą dopiero w marcu). Ale nie dla Niemców, którzy w czerwcu na rosyjskich boiskach stracili coś więcej niż tytuł mistrzów świata.
Trzech debiutantów
Zmazać plamę może być ciężko, bo drużyna Joachima Loewa trafiła do prawdopodobnie najmocniejszej grupy – ze zwycięzcami rosyjskiego mundialu Francuzami i Holendrami wciąż szukającymi pomysłu na siebie, ale przecież potrafiącymi grać w piłkę i jeszcze bardziej głodnymi sukcesów.
W środę Loew podzielił się z opinią publiczną szczegółowymi wnioskami po klęsce na mistrzostwach świata. Nie brakowało konkretnych danych i liczb dotyczących sprintów czy strzałów na bramkę. A selekcjoner nie uciekał od odpowiedzialności.
– Chciałem, byśmy dominowali jeszcze bardziej. Futbol oparty na posiadaniu piłki nie zginął. Mistrzami Niemiec, Hiszpanii, Francji i Anglii zostały zespoły kontrolujące grę. Ale już w Lidze Mistrzów triumfował bardziej elastyczny Real. Ta elastyczność w turniejach jest najważniejsza. Moim największym błędem było myślenie, że w fazie grupowej wystarczy nam posiadanie piłki. To było wręcz aroganckie – bił się w pierś Loew, a menedżer kadry Oliver Bierhoff dodał, że błędy zostały popełnione także poza boiskiem.
– Odcięliśmy się od kibiców. Zbyt wiele rzeczy działo się za zamkniętymi drzwiami – przyznał.