Wydawało się, że drużyna, która w ubiegłorocznych rozgrywkach zajęła czwarte miejsce, mająca solidne podstawy finansowe i uznanych trenerów, będzie jeszcze lepsza. Coś się jednak zacięło, czego nawet laptop Stefana Majewskiego nie przewidział. Janusz Filipiak wykazał rzadko wśród właścicieli klubów spotykany spokój, nie słuchał podszeptów złych doradców i zrobił coś w polskiej lidze niespotykanego. Do tej pory na życzenie piłkarzy wyrzucał z klubu trenerów. Teraz przyszła pora na piłkarzy. I wszyscy mogą dobrze na tym wyjść. Zawodnicy, wiedząc, że niczego z prezesem nie załatwią, nie stawiają się trenerowi, a ponieważ ten przy okazji zmienił ustawienie i z czterema obrońcami Cracovia jeszcze nie przegrała meczu, można mówić o dobrze klubowi wróżącej stabilizacji.

Drugą niespodzianką są rozmiary zwycięstwa Groclinu na boisku Bełchatowa. Przed tygodniem mówiło się, że Bełchatów ładnie przegrał z Zagłębiem. Teraz przegrał jak debiutant, co też dziwne, zważywszy na klasę trenera Oresta Lenczyka. Może rzeczywiście szok spowodowany wicemistrzostwem Polski jeszcze w Bełchatowie trwa i Lenczyk z rozczarowanym Łukaszem Gargułą (był jedną nogą w Krakowie, ale musiał pozostać w Bełchatowie) nie są w stanie nic zrobić. W dodatku klub sprzedał obrońcę Marcina Kowalczyka, ponieważ Dynamo Moskwa zgodziło się na kwotę mającą stanowić cenę zaporową – 800 tys. euro. Interes w sensie potocznym na pewno duży. Ale w sportowym? PGE ma jeszcze więcej pieniędzy, tyle że Bełchatów nadal słabo gra.

To, co najciekawsze, wydarzyło się w meczu zamykającym kolejkę. Na pojedynek Ruchu z Górnikiem przyszło ponad 40 tys. ludzi. Takiej widowni nie było w Polsce na meczu ligowym od 24 lat. Fakt, że grały dwa najbardziej utytułowane polskie kluby (w sumie zdobyły 28 tytułów mistrzowskich), na pewno stanowił dla kibiców zachętę. Obecność żyjących legend – Gerarda Cieślika i Włodzimierza Lubańskiego – przypominała o czasach futbolowej wielkości Śląska, tak ważnej teraz, kiedy Chorzów chciałby gościć uczestników Euro 2012. Może kiedy zbudujemy już na te mistrzostwa duże, nowoczesne stadiony, takie wydarzenie jak w niedzielę na Stadionie Śląskim stanie się dla ligi normą. Jeśli jeszcze kibice potraktują stadiony jak teatry, szczęście będzie pełne.