Juventus odpadł z Ligi Mistrzów, z pięciu ostatnich spotkań przegrał cztery, w niedzielę na własnym boisku pośród wyzwisk rozgoryczonych fanów z ostatnią w tabeli Katanią. Naród przeżywa traumę, której rozmiary zaskakują nawet w futbolocentrycznych Włoszech.
Socjologowie tłumaczą, że Juventus to w świadomości Włocha od pokoleń symbol sukcesu i obiekt narodowej dumy jak Ferrari, wina Barolo czy Michał Anioł.
Co więcej, Juventus łączy w sobie legendę Fiata i Agnellich, pierwszego rodu Italii. Dlatego we Włoszech może liczyć na 20 milionów fanów i drugie tyle za granicą. Stąd też krytyka piłkarzy, trenera, a przede wszystkim kierownictwa klubu jest druzgocąca. Jak domyśla się komentator „Corriere della Sera” Mario Sconcerti, mamy do czynienia ze zbiorowym syndromem zdradzonej miłości.
Do poniedziałku jedynym pocieszeniem dla fanów Juve była magiczna wiara w gwiazdę Marcello Lippiego. Wszyscy byli przekonani, że po mundialu w RPA trener reprezentacji Włoch wróci do Juve i weźmie sprawy w swoje ręce. Tymczasem Lippi kategorycznie zaprzeczył i światełko w tunelu zgasło.
Co się stało z Juventusem? Bezpardonowo zwolniony na dwie kolejki przed zakończeniem ubiegłego sezonu Claudio Ranieri, który błyskawicznie odbudował będącą w równie głębokim kryzysie AS Romę, wskazuje na jeden podstawowy błąd: zakończył karierę Pavel Nedved i nie poszukano jego następcy.