To był najlepszy mecz dla Manuela Almunii w tym sezonie – ironicznie napisał komentator „Guardiana”. Almunia nie poleciał do Porto, bo ma wybity palec. Zastąpił go Fabiański.
Horror zaczął się w 11. minucie, Silvestre Varela rozpędził się na prawej stronie boiska i uderzył piłkę w kierunku bramki Arsenalu. Fabiański był nieatakowany, piłka być może nie wpadłaby do bramki, gdyby nie zdecydował się na interwencję. Niestety, spróbował ją złapać, a zrobił to tak nieudolnie, że wpadła do siatki.
Arsenal przyjechał do Porto osłabiony nie tylko brakiem Almunii: w obronie nie było Williama Gallasa, w pomocy Eduardo i Andrieja Arszawina. Środka obrony pilnował 36-letni Sol Campbell, który w Lidze Mistrzów wystąpił pierwszy raz od czterech lat.
Campbell strzelił gola na 1:1 siedem minut po tym, jak Porto objęło prowadzenie. Zrobił to w swoim stylu, głową, z bliska, korzystając z tego, ile waży i ile ma wzrostu. Arsenal wydawał się wychodzić z szoku, który przeżywał przez Fabiańskiego, goście grali odważniej, szybciej.
Na początku drugiej połowy koszmar niestety powrócił. Arsene Wenger narzekał wcześniej na Almunię, powtarzając, że pierwszy bramkarz jego drużyny nie potrafi grać pod presją. Ciśnienia zaraz po przerwie nie wytrzymał jednak także Fabiański. Campbell niepotrzebnie podał mu piłkę, Polak niepotrzebnie ją złapał, reszta jest winą sędziego. Fabiański nie dał sobie wyrwać piłki, podał ją dopiero sędziemu, odwrócił się w stronę bramki, a piłkarze Porto natychmiast wykonali rzut wolny. Gola strzelił Falcao, a Wenger rozpoczął dyskusję z sędzią Martinem Hanssonem – tym samym, który chociaż nie widział ręki Thierry’ego Henry’ego, sędziuje teraz mecze w Lidze Mistrzów i pojedzie na mundial do RPA.