Jak głupio by to nie brzmiało, Real Madryt wczoraj uśpił się sam. W szóstej minucie Cristiano Ronaldo odrobił straty z pierwszego meczu we Francji i wydawało się, że to dopiero początek realizacji planu pod tytułem „spokojny awans do ćwierćfinału”.
Piłkarze i trener Realu tak bardzo bali się klątwy, która w pięciu poprzednich sezonach zatrzymywała klub w 1/8 finału, że nawet nie ryzykowali, by nazwać ją po imieniu. Zapowiedzi były buńczuczne, Sergio Ramos mówił o 3: 0, Manuel Pellegrini o drugiej połowie, w której będzie można odpoczywać przed ligą.
Zresztą to właśnie liga dawała wielką wiarę, zwycięstwo 3: 2 z Sevillą wywalczone w samej końcówce i powrót na pierwsze miejsce w tabeli dodały piłkarzom skrzydeł. Pomocnik Lyonu Miralem Pjanić przyznał, że oglądając ten mecz w telewizji wiedział, że jego drużyna stanie w Madrycie przed zadaniem niemal niemożliwym do wykonania. Zwłaszcza, że sama w ostatni weekend bezbramkowo zremisowała z drugim od końca Boulogne.
To właśnie Pjanić w 75. minucie wczorajszego meczu strzelił gola na 1: 1. Lyon miał za sobą fatalną pierwszą połowę, w której tylko szczęściu zawdzięczał to, że przegrywał tylko jednym golem. Claude Puel w przerwie zmienił jednak dwóch zawodników drugiej linii i kazał atakować. Wyczuł, że tego dnia drużyna, która latem kupiła piłkarzy za ćwierć miliarda euro, może mieć słabe punkty.
„Mistrzowska kompromitacja” – to tytuł z dziennika „As”. „Adios Champions League, Adios Pellegrini” – to pierwsze zdanie relacji „Marki”. Po stracie bramki Real zaczął atakować tak rozpaczliwie, że mecz zaczął przypominać spotkanie dwóch drużyn podwórkowych.