A to, że Wisła jest dzisiaj drużyną młodych ojców, też panu pomogło? W Krakowie, mieście setek barów i lokali, trudno zbudować coś trwałego z grupą wolnych strzelców.
Prezes Kopa zawsze mi powtarzał, że zanim się kupi zawodnika, trzeba zapytać o dwie rzeczy: czy czasem nie buduje domu albo czy żona nie jest w ciąży. I radził, żeby w takiej sytuacji zrezygnować, bo ten piłkarz przez rok nie będzie się nadawał do gry. A tu proszę: Marcin Baszczyński skończył dom, bawi dziecko i gra świetnie, inni świeżo upieczeni ojcowie (m.in. Kosowski, Dariusz Dudka, Arkadiusz Głowacki – red.) – to samo. Wychodzi na to, że my w Wiśle łamiemy wszystkie reguły futbolu.
Pana drużynę pod względem łatwości wygrywania, rozmachu w atakach, porównuje się już do Wisły Henryka Kasperczaka.
Piłkarze dali się przekonać do mojego sposobu gry, choć był bardzo ryzykowny, zwłaszcza jeśli chodzi o obronę. Ileż ja musiałem namawiać Clebera, żeby zgodził się wychodzić daleko od swojego pola karnego. Zapierał się, tłumaczył, co będzie, jak nie zdąży wrócić, ale przeciągnąłem go na swoją stronę. Jeśli od czasu do czasu któryś z obrońców zostanie wyrzucony z boiska za spóźnioną interwencję, jak stracimy dwie czy trzy bramki – trudno. Wisła nie może się bronić, ma nacierać, bo to się ludziom podoba. Nie ma nic przyjemniejszego niż pomruk stadionu przy Reymonta, gdy udaje nam się jakaś akcja. Słyszeć to zadowolenie z trybun to jest coś niesamowitego.
Poprzedni trenerzy, zwłaszcza Dragomir Okuka, słyszeli z tych trybun mniej przyjemne rzeczy...
Szczerze mówiąc, to i ja trochę pod swoim adresem wysłuchałem, ale to normalne. Jest spora grupa ludzi, których moja porażka bardzo ucieszy. Mówię to z przykrością, bo chodzi też o tych, którzy deklarują, jak bardzo są związani z klubem. Jeden z przełożonych w Wiśle mi to przepowiedział: Maciek, odniesiesz tu sukces i zobaczysz, jak nagle przybędzie ci wrogów. Sprawdziło się. Nie chodzi tylko o Kraków. Reakcji niektórych kolegów po fachu też się nie spodziewałem. Ale ja zatykam uszy i robię swoje.
Trudno jest walczyć z cieniem Henryka Kasperczaka?
Trener Kasperczak zapisał rozdział w historii polskiej piłki, do którego każdy zagląda, gdy chce sobie poprawić humor. Tam może zobaczyć, że polska drużyna może grać mądrze i efektownie, walczyć w europejskich pucharach. Tyle że i na tej historii kładzie się mały cień, bo nie udało się awansować do Ligi Mistrzów.
Jeśli uda się to panu, nawet wrogowie przyznają, że Maciej Skorża jest wielki.
To nie jest miara, którą można przykładać do polskiej piłki. Wielkość to jest w Madrycie albo Mediolanie, a tam rzadko trafiają trenerzy z dawnych demoludów. Nawet jakbym w polskiej lidze wygrał wszystkie mecze w sezonie, to na nikim w Europie nie zrobiłoby to wrażenia. Gdzie w futbolu Polska, a gdzie świat. Trzeba zacząć od podstawowych rzeczy. My chcemy do Ligi Mistrzów, ale większość ligowych stadionów śmieszy albo straszy. Dopóki nie staną nowe stadiony, nikt nas w futbolu nie będzie traktował jako części cywilizowanego świata. Andrzej Bahr mówi, że z naszymi wybujałymi ambicjami i skromną rzeczywistością jesteśmy jak chłop, który na uroczyste przyjęcie wbił się w garnitur, ale przyjechał furmanką załadowaną słomą. I teraz jeszcze się awanturuje, że go nie wpuszczają, choć się elegancko ubrał. Nawet gdy jakiś nasz klub dostanie się przez przypadek do LM, polskiego futbolu to nie zbawi. Nie wierzę w przypadki, wierzę w plan i rzetelną pracę.
Wystarcza panu jeszcze czasu na jakiekolwiek pasje?
Uwielbiam kino. Nie przebieram w gatunkach, oglądam wszystko. Lubię przyjechać na ostatni seans, na sali są zwykle oprócz mnie dwie, trzy osoby. Wszystkie problemy zostawiam za sobą, zapominam się. Ale szczerze mówiąc, udaje się coraz rzadziej.
Maciej Skorża
Ur. 10 stycznia 1972 r. w Radomiu. W Radomiaku próbował sił jako środkowy obrońca, ale jak sam mówi, wyróżniał się tylko tym, że grał bardzo ostro. Na studia przeniósł się do Warszawy i wówczas pierwszy raz spotkał się z Pawłem Janasem. To Janas, wtedy trener grającej w Lidze Mistrzów Legii, w następnych latach otwierał mu kolejne drzwi do kariery. W Legii Skorża był trenerem juniorów, od 1997 r. prowadził bank informacji w reprezentacji olimpijskiej trenowanej przez Janasa. Potem przeniósł się za nim do Wronek. W Amice przeszedł drogę od drużyny juniorskiej do pierwszoligowej, z krótką przerwą na pracę w Wiśle Płock, gdzie był asystentem Mirosława Jabłońskiego. Amicę prowadził w I lidze od 2004 do 2005 r. Od 2003 był również asystentem Janasa w pierwszej reprezentacji. Odszedł razem z nim po niepowodzeniu na mundialu. W październiku 2006 znalazł pracę w Groclinie, z którym zdobył Puchar Polski i Puchar Ekstraklasy. Przed tym sezonem dostał dwie propozycje pracy: w Wiśle Kraków i w Koronie Kielce, gdzie dyrektorem sportowym został Janas. Wybrał Wisłę.