Reklama
Rozwiń

W hołdzie drużynie Busby’ego

Dziś mija 50. rocznica największej katastrofy lotniczej w historii futbolu.

Aktualizacja: 06.02.2008 07:47 Publikacja: 05.02.2008 14:27

W hołdzie drużynie Busby’ego

Foto: AFP

6 lutego 1958 roku piłkarze Manchesteru United wracali z Belgradu w znakomitych nastrojach. Kilkanaście godzin wcześniej zremisowali z Crveną Zvezdą (3:3) i awansowali do półfinału Pucharu Europy. Młoda drużyna Matta Busby’ego była pierwszym angielskim zespołem, który wziął udział w tych najbardziej prestiżowych rozgrywkach i miał ogromne szanse na przerwanie dominacji Realu Madryt.

Air Speed AS.57 Ambassador 2 o numerze rejestracyjnym G-ALZU z 44 osobami (zawodnikami, sztabem szkoleniowym, dziennikarzami i załogą) na pokładzie zatrzymał się na lotnisku Munich-Riem w Monachium, by zatankować paliwo. Po chwili pilot podjął dwie nieudane próby startu. Nadmierne ciśnienie paliwa powodowało przyspieszoną pracę silników, złe warunki atmosferyczne – siarczysty mróz i padający śnieg – nie ułatwiały zadania.

Gdy wydawało się, że czeka ich niezaplanowany, dłuższy przystanek w Niemczech, pilot postanowił uruchomić silniki jeszcze raz. – Czułem, że wpadliśmy w kłopoty. Pomyślałem, że to nieodpowiedzialne zachowanie – wspomina Bill Foulkes, obrońca Manchesteru. Niestety, miał rację. Skutki tej decyzji okazały się tragiczne. Samolot nie uzyskał prędkości wymaganej do oderwania od ziemi, jednocześnie nie zdążył wyhamować przed końcem pasa, przebił okalające go ogrodzenie i zatrzymał się dopiero na jednym z domów.

Na miejscu zginęło 21 osób (dwie kolejne w szpitalu). Wśród nich siedmiu zawodników: Geoff Bent, Roger Byrne, Eddie Colman, Mark Jones, David Pegg, Tommy Taylor, Liam „Billy” Whelan. 21-letni Duncan Edwards, nadzieja angielskiego futbolu, zmarł 15 dni później w szpitalu.

Bobby Charlton, który przeżył katastrofę i uczestniczył w akcji ratunkowej twierdzi, że Edwards był najlepszym piłkarzem, z jakim miał okazję grać i jedynym przy którym czuł się zdecydowanie gorszy. – Wiele osób pyta mnie, czy Wayne Rooney jest od niego lepszy. A ja odpowiadam, że tego nie da się porównać. Możemy o tym porozmawiać, gdy Wayne przejdzie na emeryturę – przyznaje jeden z pięciu, obok Foulkesa, Harry’ego Gregga, Kennny’ego Morgansa i Alberta Scanlona, nadal żyjących zawodników Busby’ego.

Legendarny obrońca Manchesteru i reprezentacji Anglii doskonale pamięta moment, w którym dowiedział się o tym, kto znajduje się na liście ofiar. – To było jak czytanie nazwisk kumpli, z którymi idziesz na dyskotekę czy zasiadasz do stołu w Święta Bożego Narodzenia. Myślę o tym bardzo często. Ale to lepiej dla mnie, gdyż mogę teraz powiedzieć jak byli dobrzy. Oni mieli naprawdę niepowtarzalny talent.

Scanlon, gdy trafił do szpitala, nie zdawał sobie sprawy, że kilku jego kolegów nie żyje. Morgans pamięta tylko, że siła uderzenia wyrzuciła go do luku bagażowego. – Znaleźli mnie tam dwaj niemieccy reporterzy – opowiada. W rankingu 50 najważniejszych wydarzeń w historii klubu opracowanym przez "Times" Monachium znajduje się na drugim miejscu, za przybyciem Busby’ego. - Tworzyliśmy jedną, wielką rodzinę. Trener był naszym drugim ojcem, czuł się za nas odpowiedzialny, więc można sobie wyobrazić jak dużym cierpieniem była dla niego strata ośmiu piłkarzy – mówi Charlton.

Tragedia wstrząsnęła nie tylko kibicami w Wielkiej Brytanii, ale też na całym świecie. Nawet ludzie, którzy dotychczas nie interesowali się futbolem, pod wpływem wypadku zaczęli przejmować się losami Manchesteru, trzymali za niego kciuki i życzyli mu zwycięstw.

Mistrzowie Anglii wrócili na boisko 13 dni po katastrofie. W obecności niemal 60 tys. widzów drużyna złożona głównie z zawodników rezerw pokonała Sheffield Wednesday 3:0 w V rundzie krajowego pucharu. Zwycięstwo dało sygnał do odbudowy zespołu. Rozpoczął ją Jimmy Murphy, asystent Busby’ego, który w tym czasie walczył o życie.

Powrót wielkiego trenera i wywalczenie 10 lat później Pucharu Europy stało się historycznym wydarzeniem, uwieńczeniem wieloletniej pracy i hołdem złożonym ofiarom Monachium. Filarami zespołu byli wtedy Charlton, zdobywca dwóch bramek w finale z Benfiką Lizbona (4:1), oraz Denis Law i George Best. - Przez wiele lat znajdowałem się w samym centrum starań Manchesteru, zmierzających do utrzymania jego pozycji w futbolu. W chwilach triumfów i rozczarowań, a nawet tragedii, była w nas jedna wielka nadzieja – powrót ukochanego klubu do wielkości – napisał Charlton w wydanej w ubiegłym roku autobiografii zatytułowanej „My Manchester United Years”.

Mistrz świata z 1966 roku stara się przekazać pamięć o swoich zmarłych kolegach następnym pokoleniom piłkarzy. Choć oni zdają sobie sprawę z rozmiarów tragedii, kilka tygodni temu został poproszony o rozmowę z nimi na ten temat, oglądali też wspólnie DVD dotyczące katastrofy. U niektórych zauważył łzy w oczach. - Reprezentując barwy tego klubu, trzeba grać tak, aby trafić do serc kibiców. To jedna z rzeczy, która czyni ten zespół wyjątkowym, innym niż pozostałe. Nigdy nie można zatrzymać się w miejscu. Tu zawsze idzie się do przodu – wyjaśnia fenomen Manchesteru Ryan Giggs. Walijski pomocnik spędził tu już 17 sezonów, rozegrał ponad 700 meczów i strzelił ponad 100 bramek.

Rocznica katastrofy zbiega się z towarzyskim meczem Anglii ze Szwajcarią na Wembley. – Planujemy minutę ciszy. Uważam, że jest to najlepszy sposób, by uczcić pamięć tych, którzy wówczas zginęli – mówi Adrian Bevington, rzecznik angielskiego związku (FA). Na telebimie zostanie wyświetlony film o „Dzieciach Busby’ego, a zawodnicy wystąpią z czarnymi opaskami na ramieniu.

Uroczystość na stadionie United zaplanowano na godzinę 15.04, czyli dokładny czas wypadku. Jej pierwszą część poprowadzi klubowy kapelan, drugą Eamonn Holmes, znany, brytyjski prezenter telewizyjny. Jednym z głównych punktów będzie odsłonięcie wystawy „Busby Babes” w tunelu, którym zawodnicy wychodzą na boisko. Od dziś nazywać się on będzie Monachium Tunnel.

Cztery dni później na Old Trafford derby miasta. Gospodarze wystąpią w specjalnych strojach, stylizowanych na te, w jakich grano 50 lat temu, i pozbawionych reklam. Organizatorzy mają nadzieję, że minuta ciszy nie zostanie zakłócona przez 3 tys. fanów gości i przypominają, że reporter News of the World Frank Swift, który zginął w Monachium, to były bramkarz City. - Katastrofa nie dotyczyła tylko jednej drużyny. Zjednoczyła całe miasto – mówi dyrektor sportowy United David Gill, a Charlton dodaje: - Będę bardzo rozczarowany, jeśli kibice nie zachowają się stosownie do sytuacji.

Alex Ferguson wszystkie tegoroczne sukcesy zamierza dedykować „Dzieciom Busby’ego”.

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku