Spotkania z Niemcami ze względu na wojenną przeszłość zawsze były dla Holendrów czymś wyjątkowym. Nawet gdy nie walczono o punkty, wspomnienie krzywd rozdrapywało stare rany. Teraz okoliczności do upokorzenia rywala są wręcz wymarzone.
Wygrać w Gelsenkirchen, przypieczętować spadek Niemców do Ligi B, a samemu wrócić na salony – to plan piłkarzy Ronalda Koemana na poniedziałkowy wieczór. Plan, który jeszcze niedawno przypominał scenariusz filmu fantasy, jest bliski realizacji.
Po brązowym medalu na mundialu w Brazylii holenderski futbol wpadł w zapaść. Po raz pierwszy od ponad 30 lat Pomarańczowi nie awansowali na dwa turnieje mistrzowskie z rzędu, w eliminacjach przegrywali już nie tylko z Francją, ale też z Turcją, Islandią, Czechami czy Bułgarią. A władze federacji w nadziei na odmianę losu sięgały po kolejnych trenerów.
Byli selekcjonerzy Guus Hiddink i Dick Advocaat nie pomogli. Wyzwaniu ma szansę sprostać Koeman. Sam jest zaskoczony postępem, jaki zrobili jego zawodnicy przez kilka ostatnich miesięcy. – Nie spodziewałem się tak dobrego meczu z naszej strony – cieszył się po piątkowej wygranej z Francuzami (2:0). – Za wcześnie na hurraoptymizm, ale mamy młody, perspektywiczny zespół i wierzę, że eliminacje Euro 2020 mogą należeć do nas.
Zwycięstwo nad mistrzami świata sprawiło, że Holendrom, by znaleźć się w wielkiej czwórce Ligi Narodów, wystarczy w Gelsenkirchen remis. Pierwsza awans uzyskała w sobotę Portugalia (0:0 z Włochami) i to ona będzie w czerwcu gospodarzem turnieju finałowego (mecze w Porto i Guimaraes). W niedzielne popołudnie dołączyła do niej Anglia, a po zamknięciu tego wydania gazety o kolejny bilet rywalizowali w Lucernie Szwajcarzy i Belgowie.