Tylko przez pierwszy kwadrans obydwie drużyny ostrożnie badały swoje, i tak dobrze znane, możliwości. Pierwszy efektowny atak przeprowadził w 16 minucie Cristiano Ronaldo, który po minięciu Michaela Essiena dośrodkował na pole karne. Jeszcze tym razem bez efektu.
Kiedy sześć minut później Paul Scholes sfaulował na środku boiska wychodzącego z kontratakiem Claude Makelele, na boisku pierwszy raz zrobiło się gorąco. Anglik trafił Francuza łokciem w plecy, powodując jego upadek. Sam przy tym ucierpiał, zalał się krwią, niewiele brakowało, żeby doszło do bijatyki z udziałem większej liczby graczy, ale sędzia pokazał Scholesowi żółtą kartkę i uspokoił sytuację.
Po pięciu minutach Manchester prowadził 1:0. W narożniku boiska Scholes i Wes Brown wymienili między sobą dwa podania, jakby ćwiczyli na treningu grę "w dziadka". Piłkarze Chelsea nie zdołali im przeszkodzić, Brown podał na pole karne, gdzie bliżej drugiego słupka stał Cristiano Ronaldo. Pilnujący go od początku meczu Essien popełnił błąd, jaki na tym poziomie nie powinien się zdarzyć. Nie dość, że nie pilnował Portugalczyka tak, aby mieć go przed sobą, to chyba w ogóle nie wiedział gdzie on jest. Był za nim. Wyskoczył w górę i strzałem głową przy słupku zdobył prowadzenie dla United. To był 42 gol Portugalczyka w sezonie, wynik jak na współczesną piłkę niezwykły.
Niewiele brakowało, a Chelsea wyrównałaby po jedynym błędzie bardzo dobrze prowadzącego mecz Słowaka Lubosa Michela. Nie zauważył on faulu Michaela Ballacka na Rio Ferdinandzie. Popychany Anglik strzelił głową we własną bramkę i Edwin van der Sar z trudem wybił piłkę na rzut rożny. W minutę później oglądaliśmy najpiękniejszą akcję finału. Wayne Rooney z pozycji cofniętego lewoskrzydłowego podał piłkę na prawe skrzydło, na odległość ponad 50 metrów. Już samo to było niezwykłe. Cristiano Ronaldo piłkę przyjął i mimo, że miał obok siebie dwóch obrońców, zdołał dośrodkować. Pod bramką w trudnej sytuacji głową strzelał Carlos Tevez. Petr Cech odbił piłkę pod nogi Johna Terry’ego, który ledwie wykopał ją jak najdalej od bramki. Ale daleko nie zdołał. Michael Carrick stał nie pilnowany przed polem karnym, strzelił prosto w bramkę, ale Cech jeszcze raz pokazał wspaniałą klasę. Cała akcja, od podania Rooneya, trwała około pięciu sekund i warto było choćby dla niej przyjść na mecz.
Jeszcze raz Tevez był bliski zdobycia gola, po podaniu Rooneya z lewej strony, ale nie zdołał trafić w piłkę.