Odkąd Paris Saint-Germain przejęli katarscy szejkowie, czyli od 2011 r., nie zdarzyło się, by zespół pożegnał się z Champions League tak szybko. Czterokrotnie przegrywał w ćwierćfinale, dwukrotnie – w 1/8 finału. Teraz Paryż jest w strachu, że PSG odpadnie już po fazie grupowej.
Byłoby to ogromnym ciosem – zwłaszcza teraz, gdy zatrudniono kolejnego trenera (Niemiec Thomas Tuchel), a upragniony puchar mieli zapewnić Neymar i Kylian Mbappe, którzy kosztowali łącznie ok. 400 mln euro. Pierwszemu gra we Francji już się zresztą znudziła. Dostał podobno nawet zgodę na transfer – latem przyszłego roku. Chciałby wrócić do Barcelony, ale jeśli Katalończycy nie zapłacą 200 mln, prawdopodobnie poszuka szczęścia w Realu.
Ale zanim brazylijski gwiazdor znajdzie nowego pracodawcę, może zrobić jeszcze coś dobrego w Paryżu. Nie licząc hat tricka w meczu z Crveną Zvezdą Belgrad (6:1) – jak dotąd jedynym wygranym w LM – w strzelaniu bramek wyręczają go inni: Edinson Cavani, Kylian Mbappe, Angel Di Maria, Thomas Meunier i Juan Bernat. Nie po to kupowano najdroższego zawodnika świata.
Neymar i Mbappe wrócili ze zgrupowań reprezentacji z urazami (pachwina i bark), obaj opuścili sobotnie spotkanie ligowe z Toulouse (1:0), ale od poniedziałku trenują z kolegami i wiele wskazuje, że w środę wyjdą na boisko w podstawowym składzie. Obawy o to, w jakiej będą formie, są jednak duże.
Pierwszy mecz (3:2 dla Liverpoolu) pokazał, że trzeba być gotowym na walkę przez 90 minut. PSG odrobiło dwa gole straty, ale w doliczonym czasie zwycięstwo gospodarzom dał Roberto Firmino. Kto wie, czy tego punktu nie zabraknie mistrzom Francji do awansu. Gdyby na Anfield udało się utrzymać remis, ich sytuacja wyglądałaby dziś zupełnie inaczej. Wyprzedzaliby Liverpool o dwa punkty i to rywale mieliby nóż na gardle.