Dwa remisy i 80 porażek w meczach eliminacyjnych, 360 straconych goli – lepszego rywala reprezentacja Polski nie mogła spotkać w chwili, gdy wrogów Leo Beenhakkerowi przybywa z każdym dniem. Kac po remisie ze Słowenią jest duży, piłkarze nie mają wielkiej ochoty na rozmowy, a Beenhakker jest wyjątkowo nerwowy.
Polacy przylecieli wczoraj z Poznania do Rimini. Stąd autokarem pojechali do Monte Colombo. Ośrodek Villa Leri polecili Beenhakkerowi Holendrzy, którzy zatrzymali się tu, gdy ostatnio grali z San Marino. W kadrze nie ma już kontuzjowanych: Paweł Brożek wrócił do Krakowa w niedzielę rano, Bartosz Bosacki opuścił zgrupowanie w poniedziałek. Brak tego drugiego nie będzie jedyną zmianą w wyjściowym składzie. Trener zdecydował się także posadzić na ławce rezerwowych Marcina Wasilewskiego.
Wszystko wskazuje na to, że w porównaniu z ostatnim meczem swoje miejsce w linii obrony zachowa tylko kapitan – Michał Żewłakow. Do pierwszego składu wraca za to Ebi Smolarek, który przeciwko Słowenii nie zagrał nawet przez minutę. Piłkarz, który w poprzednich eliminacjach strzelił aż dziewięć goli, wystąpi na lewym skrzydle, na środku ataku zostaje Łukasz Piszczek.
Beenhakker zapewnia, że mimo kiepskich wyników osiąganych ostatnio przez reprezentację zamierza wypełnić swój kontrakt obowiązujący do końca eliminacji. Przyznaje jednak, że jeśli po dwóch meczach Polacy nadal będą mieli tylko jeden punkt, przemyśli sens dalszej pracy z reprezentacją. Do meczu z San Marino, w której tylko dwóch piłkarzy żyje z gry w piłkę, podszedł jak do każdego innego. Rywal nie rozgrywał żadnego spotkania od jesieni ubiegłego roku, dlatego w sobotę mecz młodzieżowej reprezentacji na żywo oglądał asystent Beenhakkera Rafał Ulatowski. Poza notatkami dotyczącymi niektórych piłkarzy przywiózł także wiadomość o fatalnym stanie boiska na stadionie w Serravalle. Kiedy Polacy trenowali wczoraj wieczorem, trawa wcale nie była lepsza.
Reprezentacja Polski w San Marino nie wzbudza żadnego zainteresowania, zajęcia oglądali tylko polscy kibice i dziennikarze, dzisiaj na stadionie będzie wiele wolnych miejsc. W korzystny dla gospodarzy wynik nikt nie wierzy, oni lepsi są ponoć na wiosnę, kiedy trenują kilka razy w tygodniu, a nie gdy zjeżdżają się na stadion prosto z urlopów. Kiedyś olbrzymią popularnością cieszyły się koszulki z wielkim napisem „0:0“ - czyli rezultatem-marzenie dla gospodarzy. Z Polakami tak się podobno nie da, bo to przecież finaliści mistrzostw Europy.