„A dlaczego my kibicujemy Atletico?” – pyta syn ojca. Siedzą razem w samochodzie, syn się niecierpliwi, widać, że pytanie padło nie po raz pierwszy. Odpowiedzi nie ma, zamiast niej pojawia się napis: „Niełatwo wytłumaczyć, ale to coś wielkiego” .
Tak kończy się reklama Atletico Madryt. To tylko jeden z odcinków całej kampanii reklamowej, jednej z najlepszych, jakie powstały na temat sportu. A na pewno najlepszej w kategorii „reklama drużyny”, bo niewiele było klubów, które decydowały się sięgnąć po taką broń w walce o kibiców. Ale w Atletico wszystko musi być zawsze inaczej.
Wystarczy posłuchać słów klubowego hymnu. „Cóż za droga do cierpienia, cóż za droga do porażki” – każda z reklam ze wspomnianej serii też jest głównie o kibicowskim bólu i niedoli.
Może słowa hymnu będzie trzeba wkrótce pisać na nowo, bo słońce zaczęło ostatnio świecić i nad stadionem Vicente Calderon, a nie tylko nad Santiago Bernabeu, gdzie gra Real. To on jest od dziesięcioleci dumą piłkarskiego Madrytu, Atletico częściej bywało pośmiewiskiem.
Tak dalej być nie musi. Atletico wróciło do Ligi Mistrzów po 11 latach przerwy, gdy ostatnio w niej grało, mierzyło się m.in. z Widzewem Łódź, a Jose Molina wyjmował piłkę z siatki po tym, jak ze środka boiska kopnął ją Marek Citko.