Na miejsce pierwszego treningu sztab reprezentacji wybrał kameralny – delikatnie rzecz ujmując – Carlisle Ground, stadion w miasteczku Bray pod Dublinem. Tam piłkarze ćwiczyli wieczorem po przylocie. Dopiero dziś o godz. 20 Polacy wyjdą na boisko stadionu, na którym zmierzą się z Irlandią: ogromny Croke Park z trybunami na 82 tysiące widzów.
Najważniejszym miejscem dla irlandzkiej piłki jest Lansdowne Road, ale tam właśnie trwa przebudowa i kadra gra teraz na gigancie w centrum miasta, jednym z pięciu największych stadionów Europy.
Organizatorzy nie obawiają się jednak pustek na trybunach. To nie może się zdarzyć w kraju, w którym mieszka około 200 tysięcy Polaków. Dla nich ten mecz to jedno z najważniejszych wydarzeń roku. Nasi piłkarze przekonali się o tym już przy odbieraniu bagażu na lotnisku, gdy pracownicy obsługi nagle zmienili się w polskich kibiców i wyciągnęli kartki, prosząc o autografy.
Polska ostatni raz grała z Irlandią cztery lata temu, gdy trenerem był Paweł Janas. Zremisowała wówczas w Bydgoszczy 0:0, a na trybunach było 15 tysięcy widzów. Dziś samych Polaków może być więcej. Bilety z zarezerwowanej dla nich puli – ponad 5 tysięcy – skończyły się już po trzech dniach sprzedaży, a że pomysłowość naszych kibiców nie zna granic, więc zajmą zapewne również dużą część miejsc przyznanych Irlandczykom. Gdy w październiku trwała trzecia wojna rządu z PZPN, szef irlandzkiej federacji z niepokojem nasłuchiwał wieści z siedziby FIFA: zawieszą PZPN czy nie zawieszą? Pozwolą nam zarobić czy nie?
Irlandczyków też będzie wielu, bo ich drużyna pod ręką Giovanniego Trapattoniego podnosi się z kryzysu. Od maja, gdy trenuje ją Włoch, jeszcze nie przegrała meczu. W swojej grupie eliminacji do mistrzostw świata zwyciężyła dwa razy, raz zremisowała i jest na drugim miejscu za Włochami. Gra mało efektownie, myśli przede wszystkim o obronie, ale zbiera punkty.