Najważniejszy w tym roku mecz dla Lecha dla Feyenoordu będzie jednym z wielu. Holendrzy przegrali wszystkie trzy wcześniejsze pojedynki, stracili wszelkie szanse i myślą bardziej o sobotnim meczu ligowym z PSV Eindhoven niż o starciu z Polakami. Można się więc spodziewać, że przeciw Lechowi nie zagrają wszyscy najlepsi zawodnicy.
Feyenoord trzy mecze przegrał, Lech żadnego z trzech nie wygrał. Jakby nie patrzeć – emocje wzbudzać będzie rywalizacja drużyn najsłabszych w grupie H i poza Polską mało kto zwróci na to uwagę. Zainteresowanie Lechem może wzrosnąć dopiero po ewentualnym awansie do fazy pucharowej.
Z Feyenoordem nie wygrała nigdy w Rotterdamie żadna z pięciu polskich drużyn: Legia, Gwardia Warszawa, Szombierki Bytom, Ruch Chorzów ani Wisła Kraków. Mało tego, z dziewięciu meczów zaledwie jeden zakończył się naszym zwycięstwem (Gwardia, 1: 0 w Warszawie w roku 1973, po golu mistrza olimpijskiego Ryszarda Szymczaka), a trzy (wszystkie w Polsce) – remisami. Pięć pozostałych Polacy przegrali. Po raz ostatni – krakowska Wisła, przed dwoma laty 1: 3. Ta niemoc trwa od 38 lat.
Awans Lecha do grupy 32 drużyn, które grać będą wiosną, uzależniony jest od kilku warunków. Pierwszy to zwycięstwo, bo tylko ono daje szanse. Będzie ono równoznaczne z awansem, jeśli drugi mecz, pomiędzy Deportivo a Nancy, zakończy się zwycięstwem którejś drużyny. Jeśli w La Corunii padnie remis, Lech do awansu będzie potrzebował zwycięstwa różnicą minimum dwóch bramek. Przy równej liczbie punktów Deportivo, Nancy i Lecha właśnie bramki będą decydowały o kolejności. Na razie wiadomo tylko, że pauzujące w ostatniej kolejce CSKA Moskwa utrzyma pierwsze miejsce. Nancy i Deportivo zdobyły po 4 pkt, Lech 2, a Feyenoord nie ma żadnego.
Lech znalazł się w szczególnej sytuacji. Zakończył rozgrywki Ekstraklasy na pierwszym miejscu, całkowicie na tę pozycję zasługując. Gra najskuteczniej i najładniej w Polsce.