Tragedia Torino

4 maja 1949 samolot z piłkarzami AC Torino rozbił się o wzgórze Superga. Nikt nie przeżył katastrofy, a klub nigdy już nie odbudował potęgi z lat czterdziestych

Aktualizacja: 04.05.2009 19:44 Publikacja: 04.05.2009 13:32

Miejsce katastrofy

Miejsce katastrofy

Foto: www.torinofc.it

To był szok dla całej Europy. Już przed wojną drużyny piłkarskie sporadycznie korzystały z transportu lotniczego, jednak dopiero na przełomie lat 40. i 50. samolot zaczął stawać się dla sportowców podstawowym środkiem komunikacji.

Katastrofa rozpoczęła dyskusję o bezpieczeństwie lotów. Dwa dni wcześniej drużyna AC Torino odleciała do Lizbony, gdzie miała rozegrać mecz na cześć kapitana Benfiki i reprezentacji Portugalii Francisco Ferreiry. Zaproszono Torino, bo był to w pierwszych powojennych latach być może najlepszy klub w Europie. Wprawdzie rozgrywki pucharowe między mistrzami krajów rozpoczęły się w roku 1955, ale Torino przez trzy lata z rzędu (1946 - 48) zajmowało pierwsze miejsce w Serie A, wygrało też w roku 1943.

A Włochy były wciąż mistrzem świata, i to dwukrotnym. Od zakończenia wojny, do dnia katastrofy Włosi rozegrali dwanaście meczów, z których osiem wygrali. W każdym z nich występowali zawodnicy Torino. Ba, w meczu Włochów z Węgrami, które były w przededniu budowy „Złotej jedenastki”, wygranym 3:2 w roku 1947, zagrało aż dziesięciu piłkarzy Torino. Tylko bramkarz był z Juventusu. Reprezentacja kraju składała się więc z zawodników jednego miasta.

[srodtytul]Wzgórze Superga [/srodtytul]

W Lizbonie, na stadionie Nacional, w meczu nad wyraz towarzyskim, Benfica pokonała Torino 4:3. Bohater dnia Francisco Ferreira i kapitan Włochów wymienili się proporcami, a po meczu obydwie drużyny spotkały się na bankiecie. Następnego dnia, 4 maja 1949 roku, o godz. 9.52 trzysilnikowy Fiat G212CP wystartował z lotniska w Lizbonie, z 31 osobami na pokładzie.

Było wśród nich 18 piłkarzy, dyrektor sportowy, trener, dwóch menedżerów, organizator zawodów, trzech dziennikarzy, masażysta i czterech członków załogi. Najsłynniejszym graczem, jednym z najlepszych w Europie był 30-letni napastnik Valentino Mazzola, dwunastokrotny reprezentant Włoch. Funkcję dyrektora sportowego pełnił Węgier pochodzenia żydowskiego Egri Erbstein, a trenerem był 39-letni Anglik Leslie Lievesley, w przeszłości prawy obrońca Manchesteru United.

Po trzech godzinach lotu maszyna lądowała w Barcelonie w celu zatankowania paliwa. W dalszą podróż ruszyła wczesnym popołudniem. W miarę zbliżania się samolotu do celu pogoda stawała się coraz gorsza. Padał ulewny deszcz, pogarszała się widoczność. Chcąc ominąć gęstą mgłę maszyna zniżyła lot. Nawet nie wiadomo czy pilot zauważył zbocze góry Superga, położonej obok Turynu. Nie było wtedy „czarnych skrzynek” ani innych rejestratorów lotu. Podczas burzy utrudniona była też łączność radiowa.

Samolot rozbił się o mury stojącej na szczycie barokowej bazyliki. Został z niego tylko ogon ze statecznikiem. Nikt nie przeżył zderzenia. To była jedna z największych katastrof lotnictwa cywilnego (12 lat wcześniej, w pożarze sterowca Hindenburg śmierć poniosło 36 osób), a fakt, że zginęli powszechnie znani piłkarze, młodzi ludzie, potęgował szok.

[srodtytul]Mazzola z Brazylii[/srodtytul]

W pogrzebie piłkarzy wzięło udział ponad ćwierć miliona osób. Kondukt wyruszył ze słynnego stadionu przy Via Filadelfia, na którym przeciwnicy Torino nie wygrali ani jednego z ostatnich 93 meczów. Przeszedł w ciszy przez całe miasto na cmentarz Palazzo Madonna. W miejscu katastrofy wmurowano tablicę z ich nazwiskami. Obok bazyliki na górze Superga utworzono muzeum pamięci „Il Grande Torino”, jak od tej pory zaczęto nazywać drużynę, której legendę utrwaliła niespodziewana śmierć.

Dwa dni po katastrofie Włoski Związek Piłki Nożnej podjął jednogłośnie uchwałę, zgodnie z którą Torino przyznano tytuł mistrza kraju w sezonie 1948/49. Do 4 maja Torino prowadziło w tabeli i miało ogromne szanse na czwarte z rzędu scudetto. W pozostałych czterech meczach sezonu pierwszą drużynę tworzyli juniorzy, traktowani łagodnie przez przeciwników. Dziesięć lat później Torino spadło do Serie B.

Chociaż zdobywało jeszcze Puchar Włoch a nawet tytuł mistrza (1976), nigdy już nie osiągnęło poziomu wielkiej drużyny z lat czterdziestych. Superga stała się synonimem tragedii włoskiego futbolu i tak, mimo upływu lat jest do dziś. To także nazwa znanej w swoim czasie wytwórni obuwia sportowego. Powstała sto lat temu w Turynie i zaraz po katastrofie skojarzenie z nią nie wpływało dobrze na sprzedaż. Ale po kilku latach stała się jedną z najlepszych włoskich marek. W butach Superga grali najlepsi włoscy piłkarze.

Jest i legenda w legendzie. Valentino Mazzola był symbolem tamtej drużyny. Miał tak mocną pozycję w świecie, że jeden z najlepszych brazylijskich napastników lat pięćdziesiątych Jose Joao Altafini przybrał nawet przydomek Mazzola (grał na mistrzostwach świata w Szwecji w roku 1958, dopóki jego miejsca w reprezentacji Brazylii nie zajął Pele).

Mazzola był wówczas zawodnikiem Palmeiras, ale po turnieju w Szwecji został kupiony przez AC Milan. Tak zaczynała się jego niezwykła kariera na Półwyspie Apenińskim. Przez 18 lat grał w Milanie, Napoli i Juventusie, stając się jednym z najskuteczniejszych napastników w historii Serie A. Zdobył 216 goli, ostatnie z nich, kiedy liczył sobie prawie 37 lat.

Oczywiście we Włoszech Mazzola wrócił do swojego nazwiska - Altafini. Wypadało to zrobić w ojczyźnie Valentino, tym bardziej, że na boiskach pojawił się jego syn, Mazzola junior. Alessandro Mazzola miał 6 lat, kiedy zginął jego ojciec. Chłopcem i jego młodszym o dwa lata bratem Ferruccio zaopiekował się przyjaciel ojca, środkowy napastnik Interu Benito Lorenzi. Pod jego okiem obydwaj zaczynali kariery w Interze. Sandro debiutował w pierwszej drużynie jako nastolatek, a po dwóch sezonach był już podstawowym zawodnikiem drużyny słynnego trenera Helenio Herrery, która przez dwa lata z rzędu (1964 - 65) zdobywała Puchar Mistrzów i Puchar Świata.

Był jednym z najlepszych graczy w historii calcio i pobił wszystkie rekordy ojca. Ferruccio miał mniej talentu, ale i on znalazł się w kadrze Interu, grał w Venezii, Lazio i Fiorentinie a potem pracował jako trener.

[srodtytul]Granatowy motyl[/srodtytul]

Dwie osoby miały lecieć do Lizbony, ale ostatecznie nie wsiadły do samolotu. Pierwszą z nich był prezydent Torino Ferruccio Novo. To on zajmował się organizacją wyjazdu, jednak ze względu na sprawy biznesowe ostatecznie pozostał w domu. Po rezygnacji Vittorio Pozzo (dwa tytuły mistrza świata) z funkcji trenera kadry Włoch, właśnie Novo został jego następcą i prowadził reprezentację podczas mistrzostw świata w Brazylii, rok po katastrofie (1950).

Szczęście miał też Ladislao Kubala, jedna z najsłynniejszych postaci światowego futbolu lat pięćdziesiątych. Po ucieczce z komunistycznych Węgier został zawodnikiem włoskiego klubu z Lombardii Pro Patria, ale wszyscy mieli świadomość, że to przystanek na progu kariery. Torino zaprosiło go do swojej drużyny na mecz z Benfiką, jednak Kubala musiał w ostatniej chwili odmówić, ponieważ rozchorował się jego syn. Dzięki temu ocalił życie a po kilku latach stał się legendą FC Barcelona.

W roku 1967 Torino dotknęła jeszcze jedna tragedia. Grał tam wówczas 24-letni Luigi Meroni, nowa nadzieja Włochów, uczestnik nieudanych mistrzostw świata w Anglii. Meroni był włoskim odpowiednikiem George’a Besta. Czesał się jak Beatlesi, nosił numer 7 na koszulce i mieszkał bez ślubu z mężatką, która zostawiła dla niego rodzinę, co w katolickich Włoszech lat sześćdziesiątych musiało szokować. Grał jednak bardzo dobrze, był nawet zmiennikiem Mazzoli w reprezentacji i wszystko mu wybaczano.

Nazywano go „Granatowym Motylem” (od koloru koszulek Torino). W kwietniu 1967 roku Meroni zginął w centrum Turynu, przechodząc przez ruchliwą ulicę. W kolejnej tragedii jest i ironia losu. Kapitan samolotu Fiat, który rozbił się na wzgórzu Superga nazywał się Pierluigi Meroni i nie był krewnym Luigiego.

Fiatem 124, który uderzył piłkarza kierował młody fanatyk Torino i wielbiciel Meroniego - Attilio Romero. Ćwierć wieku później Romero zostanie prezydentem klubu a już w XXI wieku doprowadzi do jego upadku. Był on także współwłaścicielem Zagłębia Sosnowiec, z którym również mu nie wyszło. W roku 2002, na 80-lecie Stali Bielsko-Biała sprowadził do tego miasta na jubileuszowy turniej pierwszą drużynę AC Torino, z Sandro Mazzolą jako gościem honorowym.

Piłka nożna
Zbliża się klubowy mundial w USA. Wakacji w tym roku nie będzie
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Piłka nożna
Żałoba po śmierci papieża Franciszka. Co z meczami w Polsce?
Piłka nożna
Barcelona bliżej mistrzostwa Hiszpanii. Bez Roberta Lewandowskiego pokonała Mallorcę
Piłka nożna
Neymar znów kontuzjowany. Czy wróci jeszcze do wielkiej piłki?
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Czy opuści El Clasico?