Im dłużej trwało odwlekanie wizyty Beenhakkera na posiedzeniu zarządu PZPN, tym większe były oczekiwania. Oczekiwano oczywiście dymisji trenera – to znaczy wyrzucenia go z pracy przez prezesa Grzegorza Latę, o czym niektóre gazety uparcie zapewniały co trzy dni, lub złożenia rezygnacji przez samego zainteresowanego – o czym dziennikarzy informowały „anonimowe źródła ze sztabu reprezentacji” jeszcze dzień przed zjazdem.
Ciemne chmury nad Beenhakkerem przyniósł front znad Belfastu, reprezentacja gra bardzo słabo, spadła na 40. miejsce w rankingu FIFA, a po porażce w fatalnym stylu z Irlandią Północną zmniejszyła swoje szanse na awans do przyszłorocznych mistrzostw świata w RPA.
Beenhakker zwolenników w PZPN nie miał jednak także wtedy, gdy wygrywał, więc po wizycie w warszawskim hotelu Westin, gdzie obradował zarząd, nie spodziewał się chyba niczego miłego. Przyjazdu odmawiał kilka razy, ostatnio – dwa tygodnie temu – wybrał się na wycieczkę do Londynu, gdzie spotkał się „ze swoim przyjacielem Guusem Hiddinkiem”, ale na jego nieobecność w Warszawie zgodził się ponoć sam prezes Lato.
Wczoraj trener wreszcie pojawił się w Warszawie. Pytań o dymisję nie rozumiał, podobnie jak Lato, który zapewniał już wcześniej, że Beenhakker nie zostanie zwolniony przynajmniej do momentu, w którym reprezentacja Polski ostatecznie straci szansę na udział w mundialu.
Prezes PZPN zdania nie zmienił także po trwającym ponad godzinę spotkaniu. – Trener zdał szczegółową relację dotyczącą rozegranych spotkań, ocenił zawodników, a także przyczyny słabej postawy w meczu z Irlandią Płn. Zarząd zadał kilkanaście pytań, na które selekcjoner odpowiedział wyczerpująco. Plotki o zwolnieniu trenera były bzdurą. Kwestia rozwiązania kontraktu nie istnieje. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Beenhakkerem – mówił Lato.