Komisja działa na podstawie konkretnych przepisów, sprawdza wiarygodność każdego klubu pod tym samym kątem. W tym wypadku chodzi o wiarygodność finansową. Kiedy przyznawaliśmy licencję w czerwcu papiery były w porządku. W ciągu następnych sześciu miesięcy Wisła otrzymała 7,5 miliona złotych od Canalu + i Ekstraklasy S.A. i gdzieś te pieniądze zniknęły.
To wtedy mogliście reagować.
PZPN nie jest prokuraturą. Nie mogliśmy prowadzić własnego śledztwa. Najpierw dawaliśmy wiarę dokumentom, bo dlaczego mamy zakładać, że ktoś nas oszukuje. Ale potem, kiedy zaczęliśmy otrzymywać sygnały, że coś jest nie tak, kilkakrotnie dzwoniłem do pani prezes Wisły Marzeny Sarapaty. Zapewniała mnie, że nie ma większych problemów, a te drobne szybko zostaną rozwiązane. Kiedy zaczęliśmy wysyłać do klubu pisma z konkretnymi pytaniami, nie otrzymywaliśmy odpowiedzi.
Może powinien je pan wysyłać nie do pani prezes, tylko do pana Pawła M., pseudonim „Misiek”.
No właśnie. Nie zdawałem sobie sprawy, że to on rządzi klubem. Tylko nie bardzo rozumiem dlaczego pozwalało na to miasto i Towarzystwo Sportowe Wisła. PZPN reagował w ramach swoich kompetencji. Sprawdzamy kluby, ale nie możemy ingerować w ich bieżącą działalność. A już na pewno związek nie jest od ratowania prywatnych biznesowych spółek akcyjnych. Bo piłka to jest biznes. PZPN nie będzie ratował Wisły, bo ja nie chcę mieć nic wspólnego z gangsterami. Niech się sama oczyści i ratuje.
Może to zrobić?
W obecnym stanie personalnym nie. Jeśli we władzach klubu pozostaną ci sami ludzie, to nie widzę szans na poprawę sytuacji. Przecież oni ten klub rozkradli. Sprzedali go za złotówkę i nawet tej złotówki nie dostali. Nie mówiąc o dwunastu milionach, które miały być nie zapłatą za klub, ale pożyczką na spłatę zaległości. Zresztą te zaległości wcale nie są takie duże. Około sześciu milionów w stosunku do piłkarzy i ponad 20 milionów wobec innych podmiotów to nie jest tragedia. W połowie klubów ekstraklasy jest dziura budżetowa. Nawet w Legii, która przeżyła odpadnięcie z rozgrywek europejskich, na czym straciła miliony euro. Tyle że jej właściciel dołożył z własnej kieszeni, bo na tym polega biznes. Czasami trzeba dołożyć. Problem w tym, że w większości polskich klubów właściciele i działacze chcą wyjmować pieniądze, a nie dawać.