Wielkich widowisk na inaugurację nie było, błyszczeli ci sami co rok i trzy lata temu. Piłkarze dobrzy na naszą ekstraklasę, ale nie aż tak dobrzy, by ktoś zdecydował się ich kupić do zagranicznego klubu.
Wyjątkiem był tylko mecz w Warszawie, a Legia na starcie zrobiła największe wrażenie, bo pokonała wracające do ligi Zagłębie Lubin aż 4:0. W pierwszej połowie goście sami ukarali się za nieskuteczność golem do własnej bramki, w drugiej części kredyt zaufania (wygrał rywalizację z Marcinem Mięcielem) spłacił Adrian Paluchowski, zdobywając dwie bramki. Kolejną dołożył Artur Jędrzejczyk i Legia, w której latem z drużyn czołówki było najspokojniej, wysłała w Polskę jasny przekaz: „Teraz my“.
Z ciekawostek – kibice w Warszawie zaczęli kolejny protest. Piłkarze Jana Urbana niedługo mogą peszyć się przy dopingu.
[srodtytul]Wisła oszczędza siły[/srodtytul]
Drugą połowę świetną miał także Lech Poznań, gdzie podobno piłkarzy latem zatrzymywali na siłę, a trener Jacek Zieliński mógł według niektórych opinii tylko zepsuć to, co zbudował Franciszek Smuda. Okazało się, że Zieliński nie tylko nie zepsuł, ale jeszcze poprawił. Lech dalej gra ofensywnie, jak za Smudy, a traci mniej goli. Zaczął sezon od pokonania Wisły Kraków w meczu o Superpuchar Polski, pokonał Fredrikstad 6:1 w eliminacjach Ligi Europejskiej, a w niedzielę wygrał 3:1 z Piastem w Gliwicach.