Kamil Kosowski miał nie przyjechać, bo do Polski nie chciał go puścić klubowy trener. W hotelu był jednak pierwszy i przez pół dnia odsypiał nocną podróż.
Zawodników miał witać Franciszek Smuda, jednak na zgrupowanie dojechał jako ostatni, bo samolot z Monachium miał opóźnienie, i to piłkarze witali go w drzwiach. Asystent trenera Tomasz Wałdoch do Grodziska Wielkopolskiego miał dotrzeć dopiero we wtorek, bo musiał zdać egzamin z żywienia w niemieckiej szkole trenerów.
Słowo „tymczasowy” z podręcznego słownika kadrowicza miało zniknąć razem ze Stefanem Majewskim, jednak wydaje się, że nadal króluje. – Jak nie dojechał kucharz, to ja piłkarzom sam ugotuję. Robimy wszystko, by popełniać jak najmniej błędów, ale niestety nie jest to możliwe – tłumaczył się Smuda, kiedy około 14 dotarł pod hotel Groclin.
Wiadomo, że w najbliższych meczach nie zagrają Arkadiusz Głowacki i Rafał Murawski, a w niedzielę uraz zgłosił też Paweł Brożek. Zamiast nich powołanie dostał najpierw Radosław Majewski (Nottingham Forest), a w poniedziałek także Kamil Glik z Piasta Gliwice i Maciej Rybus z Legii Warszawa.
Trener w sobotę pojechał do Bremy, by spotkać się z Sebastianem Boenischem i jego rodziną. Smuda nie chciał zdradzić szczegółów rozmowy. Przyznał jednak, że urodzony w Polsce Boenisch, który wyjechał do Niemiec, gdy miał dwa lata, chce grać w naszej reprezentacji, ale jest kilka problemów proceduralnych.