– Mało jest takich piłkarzy, bo to nie jest tylko defensywny pomocnik. Adam bardzo przydaje się też w ataku. Jeśli Tomek Bandrowski się trochę podszkoli technicznie, to razem z Matuszczykiem na Euro 2012 będą taką parą jak Iniesta i Xavi w Barcelonie. Zabiegają wszystkich i nikomu nie odpuszczą – mówi „Rz” Franciszek Smuda.
Kiedy w styczniu selekcjoner powołał Matuszczyka do reprezentacji Polski na towarzyski turniej w Tajlandii, kibice nie mieli prawa wiedzieć, kim jest ten chłopak. Nie rozegrał jeszcze ani jednego meczu w pierwszej drużynie FC Koeln, tylko przewinął się przez polską młodzieżówkę. W kadrze Andrzeja Zamilskiego wystąpił w czterech spotkaniach.
– Zanim wysłałem mu powołanie, musiałem się dowiedzieć, czy chce grać dla Polski. Nie miał najmniejszych wątpliwości – wspomina Smuda.
Matuszczyk urodził się w Gliwicach w 1989 roku, dwa lata później wyjechał z matką do Merzig, gdzie pracował już jego ojciec. Wkrótce nazywał się już Matuschyk, żeby Niemcy nie łamali sobie języka na jego nazwisku.
– Stąd wzięły się problemy przy załatwianiu mu polskiego paszportu. W urzędzie w Katowicach nie mogli trafić na ślad tej rodziny, wszyscy myśleli, że Adam nazywa się Matuszyk. Trochę czasu zajęło nam dotarcie do rodowego nazwiska, ale z samym uznaniem obywatelstwa nie było żadnego problemu – mówi „Rz” Maciej Chorążyk, odpowiedzialny w PZPN za wyszukiwanie grających za granicą piłkarzy z polskimi korzeniami.