Jeszcze 40 minut przed końcem sezonu scudetto należało do Romy, a kibicom Interu musiały stanąć przed oczami wspomnienia z tych całkiem niedawnych czasów, gdy ich zespół słynął z wypuszczania trofeów z rąk w decydujących chwilach.
Roma prowadziła w Weronie z Chievo 2:0, Inter ciągle nie potrafił strzelić gola zdegradowanej Sienie. Tortury trwały aż do 57. minuty, gdy piłkę w polu karnym dostał Diego Milito. Potem było już tylko udawanie, że komuś jeszcze chce się grać.
To piąte z rzędu mistrzostwo Interu, a Milito, pracoholik z Argentyny nazywany przez kibiców Il Principe, Księciem, po drodze do tytułu wyrósł na gwiazdę pierwszej wielkości. Dziwne, że taki piłkarz dopiero po trzydziestce trafił do wielkiego klubu.
Obaj finaliści Ligi Mistrzów – Inter i Bayern – są gotowi do spotkania w sobotę w Madrycie. To będzie mecz o potrójną koronę, bo Bayern też ma już oba najważniejsze trofea w kraju. W sobotę wygrał z Werderem aż 4:0 w finale Pucharu Niemiec.
Barcelonie, niedawnej królowej Europy, na pociechę zostało tylko mistrzostwo Hiszpanii, ale za to jak zdobyte. Takiego mistrza jeszcze Hiszpania nie miała: z aż 99 punktami, ledwie jedną porażką, z 34 golami Leo Messiego, w tym dwoma w kończącym sezon meczu z Valladolid (4:0). Real nie grał jak drużyna, która mogła jeszcze w ostatniej kolejce zdobyć mistrzostwo. Tylko zremisował w Maladze 1:1, ale przed takim wicemistrzem też czapki z głów. Zdobył aż 102 gole, punktów jak na wicelidera ma rekordowo dużo: 96. Trenerowi Manuelowi Pellegriniemu to jednak raczej nie pomoże. Realowi zdarzało się zwalniać trenerów, którzy zdobyli mistrzostwo, więc dlaczego miałby się ulitować nad kimś, kto stoi z pustymi rękami.