– Historycznie patrząc, to jest rywal, którego trzeba się bać – mówi o Brazylijczykach Marcelo Bielsa.
Argentyńczyk, który odmienił Chile, trenerski oryginał uważający, że jeśli się czegoś nie da zrobić efektownie, to lepiej nie robić tego wcale. Dziś o 20.30 okaże się, czy odmienił drużynę na tyle, żeby zapomniała o historii, bo jej 65 meczów z Brazylią to długa lista cierpień.
Tylko siedem wygranych, blisko 100 goli mniej niż rywal, porażki na dwóch mundialach, wstydliwe przegrane w ostatnich eliminacjach: 0:3 u siebie, 2:4 w rewanżu. I już 17 lat czekania na wygraną, ostatnia była zresztą tylko w meczu towarzyskim.
W kwalifikacjach do mundialu Brazylia i Chile były najlepszymi drużynami Ameryki Południowej, ale już wtedy niepodobnymi do siebie i z zamienionymi rolami. Tam, gdzie Dunga się cofa, Bielsa dodaje gazu. Brazylijczyk wystawia dwóch pomocników tylko od przeszkadzania, Bielsa ustawia drużynę tak, by nigdy nie traciła impetu i płynności. W systemie 3-3-3-1, nikt inny tak w RPA nie gra.
Brazylia w eliminacjach najmniej meczów przegrała, ale Chile najwięcej wygrało. U Brazylijczyków na mundialu zachwycają obrońcy Lucio i Maicon. U Chilijczyków skrzydłowy Alexis Sanchez, ciągle w locie. Podobno powiedział już kolegom z kadry, że po wakacjach przenosi się z Udinese do Manchesteru United.