Kto śledzi Premiership, ten się wczorajszym rajdom i golom Bale’a tak bardzo nie dziwił. Od kilkunastu miesięcy mecze Tottenhamu ogląda się dla niego. Podobno chciałby go Real, podobno też Manchester United (a Alex Ferguson zna się na lewoskrzydłowych z Walii).
Łatwość, z jaką 21-latek z Tottenhamu zostawiał za sobą na San Siro piłkarzy Interu i pokonywał Julio Cesara, robiła wrażenie. Pierwsze dwa gole strzelił po sprintach z piłką, a trzeci – znów w ten sam dolny róg – po podaniu Aarona Lennona.
Gdyby sędzia doliczył więcej minut, może Bale zdążyłby doprowadzić do remisu, bo piłkarze Interu biegali w drugiej połowie jak zamroczeni. Mecz był czystym szaleństwem. Już po kwadransie Inter prowadził 3:0 (do przerwy 4:0) i grał w przewadze, bramkarz Heurelho Gomes został przy stanie 1:0 wyrzucony za faul w polu karnym.
Samuel Eto’o strzelił dwa gole i asystował przy pierwszym, ale najprzyjemniej patrzyło się na Brazylijczyka Coutinho, 18-latka zupełnie niespeszonego otaczającymi go sławami. Ale i on w drugiej połowie został zepchnięty w cień przez Bale’a.
Blisko sensacji było na Camp Nou, gdzie Barcelona odetchnęła dopiero po drugim golu Leo Messiego w doliczonym czasie, a wcześniej przy 1:0 Dame N’Doye z FC Kopenhaga trafił w poprzeczkę. Raul wreszcie wyszedł w Schalke z cienia Klaasa Jana Huntelaara, strzelając dwa gole Hapoelowi, Manchester United z Tomaszem Kuszczakiem w bramce pokonał Bursaspor tylko 1:0, ale Ferguson już przed meczem dostał owację. Oczywiście z powodu konfliktu z Wayne’em Rooneyem, w którym kibice widzą zdrajcę. A Rooney jeszcze sypie sól na otwarte rany. Potwierdził, że chce odejść z United. Dlaczego? Bo klub źle rokuje na przyszłość: nie ma pieniędzy na sprowadzanie wielkich piłkarzy, a dla Rooneya, jak on sam zapewnia, liczą się tylko trofea.