W meczu z Pogonią Wiślacy spisali się fatalnie. Grali wolno, przewidywalnie i bez żadnego pomysłu na oszukanie defensywy Portowców. Długimi momentami wyglądali jak zlepek przypadkowych zawodników, a nie drużyna. Dość powiedzieć, że w pierwszej połowie oddali jeden celny strzał - pisze Onet.
Mateusz Lis skapitulował po raz pierwszy w 22. minucie. Kamil Drygas poszedł na przebój i oddał piłkę do Radosława Majewskiego, a były pomocnik Lecha Poznań huknął zza szesnastki nie do obrony. Ledwie 10 minut później było już 0:2. Adam Buksa przewrócił się w polu karnym po starciu z Maciejem Sadlokiem, a sędzia Szymon Marciniak po analizie VAR podyktował "jedenastkę". Tę pewnie wykorzystał Drygas.
Tuż po przerwie Wisła znalazła się w jeszcze trudniejszej sytuacji. Iker Guarrotxena skorzystał z biernej postawy obrońców rywali. Podciągnął z piłką i uderzył sprzed pola karnego mocno oraz precyzyjnie.
Wisła obudziła się dopiero w końcówce. Kolegów poderwał do walki Vullnet Basha, który w ciągu trzech minut zdobył dwie piękne bramki z dystansu. Łukasz Załuska wyciągnął się jak struna, ale w obu przypadkach nie miał nic do powiedzenia. Na wyrównanie zabrakło już czasu.
Pogoń awansowała w tabeli na piąte miejsce. Wisła pozostaje dziewiąta, a więc poza górną połową, która walczyć będzie o mistrzostwo.