Messi jak Diego

Jose Mourinho wywołał wojnę, wczoraj dostał rykoszetem

Aktualizacja: 28.04.2011 09:12 Publikacja: 28.04.2011 03:57

Leo Messi zanim strzelił drugiego gola, przebiegł pół boiska, mijając pięciu piłkarzy Realu

Leo Messi zanim strzelił drugiego gola, przebiegł pół boiska, mijając pięciu piłkarzy Realu

Foto: AP

Wczorajszy mecz półfinałowy Ligi Mistrzów bardziej przypominał derby Glasgow, gdzie piłkarzom być może brakuje umiejętności, ale na pewno nie gorącej krwi.

To była metoda Jose Mourinho na Barcelonę. Przesunął do linii pomocy stopera Pepe i kazał mu atakować przeciwnika, gdy tylko będzie w jego zasięgu. Pepe w meczu ligowym i finale Pucharu Króla był ścianą, od której odbijały się katalońskie klony – Xavi, Iniesta i Leo Messi. Tyle, że Pepe grał na granicy, nie wahał się włożyć nogę między dwóch rozpędzonych piłkarzy albo zaatakować wślizgiem po sprincie.

Oliwy do ognia dolewał Mourinho. Mówił o sędziach, żalił się, że niemal przed każdym meczem z Barceloną musi ćwiczyć grę w osłabieniu, bo najczęściej któryś jego piłkarz karany był czerwoną kartką. Trener Realu zaklinał rzeczywistość, jakby chciał zmusić sędziego, by pozwolił na ostrą grę. A to była jedyna metoda jego drużyny na pieszczących piłkę wieloma podaniami chłopców Josepa Guardioli.

Wojna światów

W 61. minucie Pepe ostro zaatakował nakładką Daniego Alvesa. Trafił go w kostkę, nie tak mocno, jak udawał to Brazylijczyk, i raczej nie z premedytacją. Sędzia pokazał mu czerwoną kartkę pochopnie. Skrzywdził Real, bo Pepe to kluczowy zawodnik zespołu.

Mourinho wstał z ławki rezerwowych, chwilę spokojnie porozmawiał przy linii bocznej z kapitanem Barcelony Carlesem Puyolem, a później podszedł do arbitra technicznego. Podniósł w górę kciuk i trzykrotnie powtórzył „Well done" – „dobrze zrobione". Za chwilę Wolfgang Stark wyrzucił trenera Realu na trybuny. W dniu meczu media przypominały, jak po jednym ze spotkań Barcelony Stark prosił o koszulkę Messiego.

Mourinho usiadł w pierwszym rzędzie i sprawiał wrażenie pogodzonego z losem. Nie zarządził zmian, wydarzenia na boisku obserwował tak, jakby go zupełnie nie interesowały. – Jestem zniesmaczony światem, w którym żyję – mówił później.

Z boiska leciały iskry od początku spotkania, piłkarze wymieniając uściski dłoni przed meczem, patrzyli pod buty, jakby wstydzili się tego, co za chwilę zrobią. Nie było szacunku i znajomych z reprezentacji, były faule, przepychanki i dyskusje z sędzią. W przerwie do bijatyki doszło w drodze do tunelu, Barcelona całą drugą połowę grała bez rezerwowego bramkarza, bo czerwoną kartkę za uderzenie przeciwnika dostał Jose Pinto.

To była wojna światów. Chłopców od pięknej piłki z drużyną, która przeszkadzanie dopracowała do perfekcji i pokazała, że można wygrać, będąc przy piłce trzy razy rzadziej od przeciwnika. To była wreszcie wojna zarozumiałego i cynicznego Mourinho z grzecznym, ale wyprowadzonym z równowagi Guardiolą. Piłkarze Barcelony dzień przed meczem zgotowali swojemu trenerowi owację za to, że wreszcie ostro odpowiedział Mourinho na konferencji prasowej. Guardiola przypomniał trenerowi Realu, na czym polegają dobre maniery, przyznał, że przegrał wojnę na słowa i zaprosił na rewanż na boisku.

Życzenia dla Guardioli

Futbol zszedłby w tym meczu na dalszy plan, gdyby nie Leo Messi. Przy pierwszym golu w 76. minucie wyprzedził Sergio Ramosa i wykorzystał dokładne podanie Ibrahima Affelaya. Drugi był poezją.

Piłka znalazła się przy nodze Argentyńczyka bardzo daleko od bramki Realu. Przyspieszał powoli, minął czterech przeciwników, piątego oszukał w polu karnym i jeszcze znalazł sposób na Ikera Casillasa. To był rajd godny awansu do finału Ligi Mistrzów, godny porównania z rajdem Diego Maradony z meczu z Anglią podczas mundialu w Meksyku w 1986 roku.

– Tak, zostaliśmy wyeliminowani. Pojedziemy na rewanż bez Pepe i Sergio Ramosa, którzy nic nie zrobili, ale będziemy bronić swojego honoru. Nie chciałem urazić Josepa Guardioli. Mam nadzieję, że wygra kiedyś Ligę Mistrzów w sposób, którego nie będzie musiał się wstydzić. Ostatnio wywalczył puchar po skandalicznym sędziowaniu meczu z Chelsea, teraz awansują do finału po takim meczu z Realem – mówił Mourinho.

Guardiola nie chciał oceniać czerwonej kartki dla Pepe, twierdził, że był zbyt daleko. Na każde pytanie o Mourinho odpowiadał: „nie mam zdania".

Być może rację ma Vicente del Bosque, który stwierdził, że cztery mecze Realu z Barceloną w 18 dni zepsują mu reprezentację Hiszpanii.

REAL MADRYT – FC BARCELONA 0:2 (0:0)

Bramki: L. Messi (76, 87). Czerwone kartki: Pepe (61, Real), Jose Pinto (45, Barcelona, rezerwowy bramkarz). Sędzia: Wolfgang Stark (Niemcy).

Widzów 72 tys.

Real: Casillas; Arbeloa, Albiol, Ramos, Marcelo; Pepe, Xabi Alonso, Diarra; Ozil (46, Adebayor), Cristiano Ronaldo, Di Maria.

Barcelona: Valdes; Alves, Pique, Mascherano, Puyol; Busquets, Xavi, Keita; Pedro (71, Afellay), Messi, Villa (90, Roberto).

Wczorajszy mecz półfinałowy Ligi Mistrzów bardziej przypominał derby Glasgow, gdzie piłkarzom być może brakuje umiejętności, ale na pewno nie gorącej krwi.

To była metoda Jose Mourinho na Barcelonę. Przesunął do linii pomocy stopera Pepe i kazał mu atakować przeciwnika, gdy tylko będzie w jego zasięgu. Pepe w meczu ligowym i finale Pucharu Króla był ścianą, od której odbijały się katalońskie klony – Xavi, Iniesta i Leo Messi. Tyle, że Pepe grał na granicy, nie wahał się włożyć nogę między dwóch rozpędzonych piłkarzy albo zaatakować wślizgiem po sprincie.

Pozostało 86% artykułu
Piłka nożna
Ostatni tydzień z Ligą Narodów. Kto awansuje, a kto spadnie?
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Nie zagra w reprezentacji Polski
Piłka nożna
Nieoczekiwana porażka Barcelony. Wielka stopa Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Lech znokautował Legię po przerwie. W końcu widowisko w hicie Ekstraklasy
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Piłka nożna
Bartosz Slisz zniszczył marzenia Leo Messiego. Niespodzianka w MLS, a w tle polski sędzia
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje