Korespondencja z Zakopanego
Jest trochę jak na koloniach. W poniedziałek basen, we wtorek wycieczka na Kasprowy Wierch, w środę przejażdżka rowerami po Dolinie Chochołowskiej. Gdyby jednak można było zadzwonić po rodziców, żeby wcześniej zabrali do domu, większości kolonistów już by tutaj nie było. – Narzekają? Na szczęście nie znam polskiego – mówi ich opiekun.
Trener Robert Maaskant pierwszy raz w polskie góry trafił jesienią ubiegłego roku, gdy korzystając z ligowej przerwy na mecze reprezentacji, szukał miejsca, gdzie mógłby w spokoju popracować z Wisłą. Kiedy później do hotelu u stóp Nosala przyjechał na urlop, wiedział już, że będzie to jedno z jego ulubionych miejsc w Polsce. Właśnie tutaj Wisła zaczyna teraz grę o wielkie pieniądze, czyli o awans do Ligi Mistrzów.
Trener pilnuje
Maaskant, podobnie jak niedawno Leo Beenhakker, prosi, by nie żyć historią. Beenhakkera denerwowało przypominanie sukcesów kadry z lat 70., Maaskant wzdryga się na hasło Levadia Tallin kojarzące się z jednym z największych upokorzeń polskich klubów w ostatnim czasie.
Dwa lata temu marzenia mistrzów Polski o sukcesie w Europie skończyły się na pierwszym, wyśmiewanym rywalu z Estonii. – Teraz nie może być powtórki, nawet o tym nie myślę. Będziemy przygotowani już na pierwszy mecz – mówi Holender.