– Nie mogę się doczekać meczu z Polakami, bo to początek nowego cyklu – mówi lider Austriaków, który w poniedziałek dostał zielone światło do gry (leczył uraz mięśniowy), a w czwartek spróbuje powstrzymać swojego kolegę z Bayernu Roberta Lewandowskiego. W miniony weekend asystował przy jego bramce. – Świetnie się dogadujemy, sporo już razem przeżyliśmy, ale Polska to nie tylko Lewandowski – zaznacza.
Alaba ma dopiero 26 lat, a za sobą prawie dekadę gry na najwyższym poziomie, ponad 300 meczów w Bayernie, więcej niż 60 w reprezentacji Austrii, kilkanaście trofeów, tytuły najlepszego piłkarza i sportowej osobowości w swoim kraju.
Wcale nie marzył o występach w największym niemieckim klubie. – Zawsze ich nienawidziłem. Mieli najlepsze stroje, na turnieje młodzieżowe przyjeżdżali najładniejszym autokarem i wracali w świetnych nastrojach jako zwycięzcy – wspomina. Właśnie na jednym z takich turniejów w Manchesterze jako piłkarz Austrii Wiedeń wpadł w oko skautowi Bayernu.
Do Monachium trafił przed 16. urodzinami. – Mogłem mieć pewne miejsce w drużynach z drugiej czy pierwszej ligi austriackiej, ale to nie był mój cel. Zawsze chciałem więcej, dlatego przeniosłem się do Bawarii – tłumaczy Alaba.
Szybko udowodnił, że opinia cudownego dziecka nie była na wyrost. Jeden z jego pierwszych trenerów opowiadał, że patrzenie na niego to uczta dla oczu, że jak na swój wiek, imponuje dojrzałością, chłodnym umysłem i nie popełnia błędów. Cieszył się tak dużym zaufaniem, że pomagał nawet prowadzić zespół do lat 11.