Dzięki temu zwycięstwu drużyna z Warszawy zajmuje wciąż drugie miejsce w grupie C, ale ma już 3 punkty przewagi nad Rapidem. Prowadzi PSV Eindhoven, które pokonało w Tel Awiwie Hapoel 1:0.
Legia wystąpiła w nieco innym ustawieniu niż w poprzednich meczach. Tym razem Radovicia zobaczyliśmy na prawej stronie boiska, a nie w środku. Nie miało to większego znaczenia. Już w 7. minucie, po dokładnym prostopadłym podaniu Janusza Gola, Radović znalazł się na pozycji środkowego napastnika, wbiegł w pole karne i mając przed sobą tylko bramkarza, trafił wprost w niego.
To była idealna sytuacja. Mimo że legioniści jej nie wykorzystali, i tak, wcześniej i później, panowali na boisku. Janusz Gol, Ivica Vrdoljak i Ariel Borysiuk rozbijali większość ataków Rapidu w środku boiska, a kiedy im się nie udawało, oni lub ich partnerzy przerywali akcje w dość bezpiecznej odległości przed polem karnym. Rumuni zyskali w związku z tym cztery rzuty wolne z odległości 22 – 28 metrów, ale wszystkie zmarnowali.
Karnego nie było
Przed przerwą Radović oddał jeszcze jeden strzał obroniony łatwo przez bramkarza, Maciej Rybus zmusił go do większego wysiłku, a po drugiej stronie boiska Dusan Kuciak miał niewiele pracy. Wyłapywał piłkę po nielicznych dośrodkowaniach, częściej wyręczali go obrońcy, a pierwszy groźniejszy strzał Cipriana Deaca musiał bronić dopiero w 45. minucie.
Piłkarze Rapidu nie potrafili znaleźć sposobu na Legię, próbowali więc przekonać sędziego, że należy im się rzut karny za rzekomy faul Jakuba Wawrzyniaka na Deacu. Faulu nie było, a hiszpański arbiter Fernando Teixeira prowadził mecz znacznie lepiej niż niektórzy polscy sędziowie ekstraklasę.