Manchester City jest liderem Premiership, Manchester United zajmuje drugie miejsce. City napędzane jest pieniędzmi szejków. United to legenda Ligi Mistrzów, od 2006 roku drużyna Aleksa Fergusona za każdym razem wychodziła z grupy – w trzech ostatnich sezonach dwa razy dochodziła do finału.
Wczoraj obie drużyny zobaczyły czerwone światło. Ligi Mistrzów nie podbija się ani tylko wielką kasą, ani tylko doświadczeniem. Europa rozłożyła wczoraj Premiership na łopatki, sprowadziła na ziemię najlepiej opłacanych zawodników.
United grupę mieli łatwą, bo ani Benfica, ani zwłaszcza Basel i Otelul Galati nie mogły robić wrażenia na chłopcach Fergusona. I chyba właśnie nie zrobiły żadnego – Manchester w ostatniej kolejce ciągle potrzebował punktu w wyjazdowym spotkaniu z Basel.
Szwajcarzy prowadzili już w 9. minucie po bramce Marco Strellera, a kiedy sześć minut przed końcem Aleksander Frei strzelił drugiego gola, Ferguson musiał zrozumieć, że czasu na wyrównanie może nie starczyć nawet jego drużynie. United przegrali 1:2, przegrali też raczej ten sezon, bo na wiosnę będą się dusić w angielskim sosie.
Manchester City do awansu potrzebował nie tylko zwycięstwa nad rezerwowym Bayernem Monachium, także przynajmniej punktu wywalczonego przez Villarreal w spotkaniu z Napoli.