Legię paraliżuje możliwość dogonienia Śląska. Za każdym razem, gdy grała przed drużyną z Wrocławia, a zwycięstwo dawałoby jej pierwsze miejsce – traciła punkty.
W sobotę męczyła się z przedostatnią w tabeli Cracovią. Przeważała przez całe spotkanie, a gdy w 57. minucie czerwoną kartkę zobaczył Andraż Struna, boisko zamieniło się w ulicę jednokierunkową. Ataki Legii odbijały się jednak od obrony Cracovii. Danijel Ljuboja kilka razy dał złapać się na spalonym, denerwował się na sędziów, ale oni przez całe spotkanie nie popełnili nawet jednego błędu. Ich formą po meczu zachwycali się nawet piłkarze.
Do Macieja Skorży bezpieczniej było nie podchodzić. – Jestem wściekły, nie rozumiem, jak w tak ważnym momencie sezonu mogliśmy stracić dwa punkty. Podjęliśmy mnóstwo złych decyzji, dlatego teraz jesteśmy tak rozczarowani – mówił.
Śląsk wygrał w niedzielę z ŁKS Łódź 2:1. Niespodzianka była jednak blisko, bo to łódzki bankrut prowadził przez 78 minut meczu. Gola na 1:0 strzelił wypożyczony ze Śląska Antoni Łukasiewicz, a świetnej okazji do podwyższenia prowadzenia nie wykorzystał Marek Saganowski.
ŁKS przegrał najwięcej meczów na własnym boisku ze wszystkich ligowców, Śląsk wygrał najwięcej wyjazdowych. Po raz kolejny mecz wrocławskiej drużynie uratował Orest Lenczyk. Zorientował się, że ŁKS słabo gra w powietrzu, więc wprowadził na boisko dwie wieże: Marka Wasiluka i Przemysława Kaźmierczaka. W 78. minucie Wasiluk podawał, a Kaźmierczak wyrównał po strzale głową. Dziesięć minut później Wasiluk strzelił zwycięskiego gola po rzucie rożnym.