Piotr Kowalczuk z Rzymu
11 sierpnia w Pekinie odbył się mecz Juventus – Napoli (4:2 po dogrywce) o Superpuchar Włoch. Komentatorzy nie bez racji pisali o eksporcie do Państwa Środka wszystkiego, co we włoskiej piłce najgorsze – histerii, podejrzeń o spisek, pogardy dla rywali, sędziego i kibiców.
Futbolowa farsa zaczęła się od tego, że trener Juventusu Antonio Conte kierował swoim zespołem z trybun przez telefon, bo jest zdyskwalifikowany za udział w aferze ustawiania meczów. Wystarczyło kilka kontrowersyjnych decyzji sędziego (powtórki telewizyjne pokazały, że miał rację), by w amok wpadli trener Napoli Walter Mazzarri i piłkarz tego klubu Goran?Pandev.
Za obrazę arbitrów zobaczyli czerwone kartki i w efekcie Napoli kończyło mecz bez trenera i w dziewiątkę, bo przedtem z boiska za brutalne faule wyleciał Juan Zuniga. Uwielbiający teatralne gesty prezes Aurelio De Laurentiis postanowił, że zespół Napoli nie wyjdzie na ceremonię dekoracji pamiątkowymi medalami.
Następnego dnia kończyły się igrzyska w Londynie. Włosi liczyli na dziewiąty złoty medal. W boksie w wadze superciężkiej mistrz olimpijski z Pekinu Roberto Cammarelle bronił tytułu w walce z Brytyjczykiem Anthonym Joshuą. Sędziowie wyraźnie skrzywdzili Włocha. Pytany, czy nie miał ochoty zlekceważyć ceremonii dekoracji, powiedział: „Owszem, czuję się skrzywdzony i jest mi bardzo gorzko. Ale nie mogłem przecież okazać pogardy rywalowi, który z decyzją sędziów nie miał nic wspólnego, a przy okazji kibicom, olimpiadzie i sportowi, który kocham".