Reklama
Rozwiń

Woj­na na re­mis

Po­la­cy wy­szar­pa­li pierw­szy punkt w eli­mi­na­cjach

Publikacja: 08.09.2012 01:52

Pierwsza petarda wybuchła tuż przy uchu Przemysława Tytonia. Polski bramkarz padł na boisko, sędzia Kristinn Jakobsson przerwał mecz i zaczęła się awantura. Tytoń wrócił do bramki, ale po chwili kibice siedzący za jego plecami znowu rzucili dwie petardy hukowe i nie wiadomo było, czy sędzia nie każe piłkarzom zejść z boiska. Tytoń głosowałby „za". Idąc w stronę ławki rezerwowych, pokazywał sędziemu na palcach, że nie ma ochoty trzeci raz ryzykować swojego zdrowia.

Jakobssonowi w nakłanianiu Polaka do powrotu na boisko bardzo pomagał Mirko Vucinić. Była ósma minuta meczu, od trzech minut Czarnogórcy przegrywali po golu Jakuba Błaszczykowskiego z rzutu karnego i nie radzili sobie z emocjami – ani na boisku, ani na trybunach. Vucinić najpierw śmiał się z Tytonia, że nie jest prawdziwym mężczyzną, później tłumaczył sędziemu, że petardy to nic wielkiego.

Mało jest już takich miejsc w Europie, gdzie kibice potrafią zgotować drużynie gości takie piekło. Ostatnio nasza kadra w podobnych warunkach grała w Belfaście, kiedy ciężkie życie miał Artur Boruc. Na Wyspach kary za wykroczenia są jednak na tyle wysokie, że kibice nie ryzykują wrzucania czegoś na boisko. W Podgoricy obok Tytonia ciągle lądowały zapalniczki, dwa razy – części krzesełka. Według Waldemara Fornalika nasz bramkarz do końca pierwszej połowy był ogłuszony.

Polska prowadziła, kiedy po pięknym podaniu Eugena Polanskiego w polu karnym faulowany był Robert Lewandowski. Polacy nie dali się wystraszyć, Błaszczykowski strzelił gola i dalej grali swoje.

Wszystko zmieniło się po przerwie na petardy, Czarnogórcy złapali wiatr w plecy, wsadzili naszych na karuzelę i zaczęli mocno kręcić. Przez ponad 20 minut rywale nie wychodzili z polskiego pola karnego, każdy rzut rożny, wolny i aut był jak zapalnik. Piłkarze Fornalika wybijali piłkę z zamkniętymi oczami, byle dalej.

W 27. minucie było już 1:1 po  strzale Nikoli Drincicia, a 2:1 po rzucie rożnym w doliczonym czasie, kiedy pilnujący Vucinicia Kamil Glik przewrócił się w polu karnym, a napastnik Juventusu z bliska wepchnął piłkę do siatki. Glik w pierwszym składzie był niespodzianką, zastąpił Damiena Perquisa i poza akcją, po której straciliśmy gola, nie popełniał błędów. Fornalik zaskoczył także, wystawiając do gry Ariela Borysiuka.

W drugiej połowie Czarnogórcy nie mieli już sił, by ciągle atakować, po swoje zaczęli sięgać Polacy. Najpierw powoli i nieśmiało, nie dowierzając, że nie spotka ich za to kara. Nagle wszystko zaczęło układać się po naszej myśli. Wyrównał wprowadzony w przerwie Adrian Mierzejewski – strzelił pięknego gola głową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Ludovica Obraniaka. Zostało 35 minut do końca meczu i znowu można było grać o pełną pulę. Tym bardziej że w 69. minucie czerwoną kartkę za uderzenie łokciem w twarz Lewandowskiego zobaczył Savo Pavicević.

Polacy pilnowali, żeby nie dać się sprowokować. Jakub Wawrzyniak kilka razy starł się z Paviceviciem, rywal szukał zwady, sprawdzał, kto ma słabsze nerwy. To bałkański sposób na zwycięstwo. Fornalik już szykował zmianę, chciał zdjąć z boiska Obraniaka, ale ten zszedł z niego po swojemu. Po starciu z Filipem Kasalicą wstał i uderzył go delikatnie głową, rywal padł jak uderzony piorunem i siły na boisku  się wyrównały. Polacy grali w przewadze tylko przez trzy minuty, pretensje do Obraniaka, który zachował się tak już drugi raz (poprzednio w towarzyskim meczu z Meksykiem) mieli wszyscy – trener i piłkarze. Błaszczykowski mówił po ostatnim gwizdku, że to niedopuszczalne zachowanie.

Remis w Podgoricy został wyszarpany, jeden punkt można dopisać i być może nawet nie drżeć, że eliminacje skończą się dla nas już w tym roku. We wtorek we Wrocławiu z Mołdawią powinno być łatwiej.

grupa H:

Czarnogóra – Polska 2:2 (2:1)

Bramki:

dla Czarnogóry N. Drincić (27), M. Vucinić (45); dla Polski J. Błaszczykowski (6, karny), A. Mierzejewski (55). Czerwone kartki: S. Pavicević (69, Czarnogóra); L. Obraniak (72, Polska). Żółte kartki: M. Vucinić, S. Pavicević, Dżudović (Czarnogóra); E. Polanski (Polska). Sędziował K. Jakobsson (Islandia). Widzów 12 500.

Czarnogóra:

Bozović – Pavicević, Savić, Basa, Jovanović (65, Kasalica) – Vukcević (71, Peković), Drincić (84, Dzudović), Zverotić, Jovetić, Vołkov – Vucinić

Polska:

Tytoń – Piszczek, Wasilewski, Glik, Wawrzyniak – Błaszczykowski, Borysiuk (69, Murawski), Polanski, Obraniak, Grosicki (46, Mierzejewski) – Lewandowski (90, Saganowski) Mołdawia – Anglia 0:5 (0:3)

Bramki:

F. Lampard (4, karny, 29), J. Defoe (32), J. Milner (74), L. Baines (83). Następne mecze. Wtorek: Polska – Mołdawia (Wrocław); Anglia – Ukraina; San Marino – Czarnogóra.

Waldemar Fornalik - trener Polaków

To był dramatyczny mecz, działo się w nim bardzo dużo. Ułożył nam się kapitalnie, szybko zdobyliśmy bramkę, ale później zaczęły się incydenty z petardami. Przemek Tytoń był ogłuszony, mam wrażenie, że dochodził do siebie do końca pierwszej połowy. Rywale wyrównali, kiedy na boisku leżał faulowany Ariel Borysiuk, drugi gol padł tuż przed przerwą, ale w szatni wierzyliśmy, że uda się przynajmniej zremisować. Powinniśmy być zadowoleni z tego, co widzieliśmy w drugiej połowie, wyrównaliśmy i mieliśmy kolejne okazje. Niefrasobliwa postawa Obraniaka spowodowała, że nie podjęliśmy walki o zwycięstwo. Spotkanie było dla nas bardzo trudne, takiej „oprawy" nie spotyka się na innych stadionach.

Jakub Błaszczykowski - kapitan reprezentacji Polski

Graliśmy w przewadze i straciliśmy w bardzo głupi sposób zawodnika. Można żałować, że nie udało się wywalczyć trzech punktów, ale ten wynik jest sprawiedliwy. W przypadku Obraniaka najgorsze jest to, że stało się drugi raz, o pierwszym można było zapomnieć. Nie możemy dopuszczać do takiego nieodpowiedzialnego zachowania w meczu o punkty. Rozmawialiśmy z Ludovikiem w szatni. Czy nie powinniśmy zejść z boiska, kiedy Tytoń był ogłuszony petardami? O tym decyduje sędzia, nie możemy zachowywać się jak dzieci. Ale arbiter mógł zachować się bardziej zdecydowanie. Największe pretensje do siebie mam o ostatnią sytuację w meczu. Była kluczowa, gdybym się zdecydował strzelić, moglibyśmy wygrać.

–not. koło

Pierwsza petarda wybuchła tuż przy uchu Przemysława Tytonia. Polski bramkarz padł na boisko, sędzia Kristinn Jakobsson przerwał mecz i zaczęła się awantura. Tytoń wrócił do bramki, ale po chwili kibice siedzący za jego plecami znowu rzucili dwie petardy hukowe i nie wiadomo było, czy sędzia nie każe piłkarzom zejść z boiska. Tytoń głosowałby „za". Idąc w stronę ławki rezerwowych, pokazywał sędziemu na palcach, że nie ma ochoty trzeci raz ryzykować swojego zdrowia.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Piłka nożna
Cezary Kulesza będzie dalej rządził polską piłką, ale traci zaufanych ludzi. Selekcjoner do połowy lipca
Piłka nożna
Cezary Kulesza pozostanie prezesem PZPN. Delegaci wybrali jedynego kandydata
Piłka nożna
Prywatny odrzutowiec i kilkunastoosobowa służba. Jak Cristiano Ronaldo stał się multimiliarderem
Piłka nożna
Futsalowy węzeł gordyjski. UEFA rozcina go Słowenią
Piłka nożna
Klubowe mistrzostwa świata. Rusza faza pucharowa, Leo Messi kontra PSG
Piłka nożna
Paul Pogba wraca po dyskwalifikacji za doping. Zagra w jednej drużynie z Polakiem