Kiedy 2 marca 1991 roku debiutował na Old Trafford w meczu z Evertonem (2:0), Robin van Persie bił się z kolegami w podstawówce, Wayne Rooney bawił się chyba jeszcze w piaskownicy, David de Gea uczył się chodzić, a Phila Jonesa i Nicka Powella nie było na świecie.
Ryan Giggs, żywy pomnik Czerwonych Diabłów, w sobotę rozegrał 999. mecz w koszulce United. Strzelił bramkę – nie tak piękną jak Rafael, ale bardzo ważną, gwarantującą zwycięstwo nad Queens Park Rangers (2:0) w Londynie. Walijczyk, który w listopadzie skończy 40 lat, jest jedynym piłkarzem, który zdobywał gole w każdym sezonie Premier League, czyli od 1992 roku.
W sobotę, gdy United zmierzą się z Norwich, wstąpi pewnie do elitarnego grona zawodników z tysiącem meczów w angielskich klubach. Jest ich tylko sześciu: Peter Shilton, Ray Clemence, Pat Jennings, David Seaman, Tony Ford i Graham Alexander. Aleksa Fergusona nie martwi kontuzja Robina van Persiego, który wpadł na kamerę ustawioną poza linią końcową. – Ma tylko spuchnięte biodro. Wierzę, że do rewanżu z Realem Madryt w Lidze Mistrzów (5 marca – przyp. t.w.) wyzdrowieje – powiedział menedżer United.
Lider z Old Trafford ma nadal 12 punktów przewagi nad City, którzy wygrali z trzecią w tabeli Chelsea 2:0. Joe Hart obronił rzut karny Franka Lamparda, a potem Petra Cecha pokonali Yaya Toure i Carlos Tevez. – Dlaczego tracimy do United aż tyle punktów? Bo oni mają szczęście, wygrywają w ostatnich minutach – rzucił Roberto Mancini, jakby zapominając, że w poprzednim sezonie jego zespół zdobył mistrzostwo dzięki bramkom strzelonym QPR w doliczonym czasie.
Huśtawkę nastrojów przeżył w sobotę Arsene Wenger. Arsenal pokonał wprawdzie Aston Villę 2:1 (gole Santiego Cazorli), ale znów błąd popełnił Wojciech Szczęsny. Nie złapał piłki po uderzeniu Andreasa Weimanna w środek bramki. Wcześniejsze dobre interwencje poszły w niepamięć. Nie wiedzie się także Łukaszowi Fabiańskiemu. Puścił cztery gole w meczu drużyn do lat 21 (może grać trzech starszych zawodników), Arsenal przegrał z Tottenhamem 2:4. Takim samym wynikiem zakończyło się spotkanie Southampton z Newcastle. Artur Boruc wyciągał piłkę z bramki m.in. po strzale z karnego i po samobójczym trafieniu kolegi z zespołu.