Legia z dubletu cieszy się po raz piąty, ostatnio udało się to wielkiej drużynie prowadzonej przez Pawła Janasa. Obecną drużynę trudno nazwać wielką. Sposób, w jaki przypieczętowała mistrzostwo – mimo remisu z broniącym się przed spadkiem Widzewem, dzięki porażce drugiego w tabeli Lecha z ostatnim Podbeskidziem – najlepiej podsumowuje ten sezon. W Warszawie marzyli o zbudowaniu drużyny, która zdominuje rozgrywki. Między Legią a resztą stawki nie było jednak takiej przepaści, jaką sugeruje tabela. Nowi mistrzowie w niektórych spotkaniach mieli dużo szczęścia. To była ciężka harówka, a nie styl, który porwałby tłumy.
Przy Łazienkowskiej piłkarze mieli cieplarniane warunki. 80 milionów złotych budżetu, od rundy wiosennej – trybuny pełne kibiców, którzy zakończyli wojnę z zarządem. Legia tym razem wytrzymała ciśnienie. Presja faworyta we wcześniejszych sezonach drużynę z Warszawy zwyczajnie paraliżowała. Klub, który w każdym sezonie musi mierzyć w mistrzostwo, zdobył dopiero dziewiąty tytuł, po długich siedmiu latach przerwy.
W zeszłym sezonie drużyna Macieja Skorży miała bardziej wyrazistych liderów. Michał Żewłakow był szefem obrony, a Rafał Wolski i Miroslav Radović napędzali atak, w którym rządził Danijel Ljuboja. Teraz nie da się powiedzieć, kto jest najlepszym zawodnikiem nowego mistrza. W Legii nie ma ludzi niezastąpionych – albo wszyscy błyszczą, albo wszyscy zawodzą.
Jan Urban od rundy wiosennej miał komfort, mógł zmieniać skład w zależności od rywala, po zimowych transferach (Tomasz Jodłowiec, Tomasz Brzyski, Wladimir Dwaliszwili, Bartosz Bereszyński) kontuzje nie wywoływały takiego pożaru jak jeszcze jesienią. W trudnych momentach brakowało jednak piłkarza, do którego koledzy podawaliby w ciemno.
Trzech zawodników zrobiło duży postęp. Daniel Łukasik trafił nawet do reprezentacji Polski, Artur Jędrzejczyk grał w środku i na prawej obronie i był jej najpewniejszym punktem, a do tego dołożył jeszcze trzy gole. Jakub Kosecki, kiedy tylko omijały go kontuzje, dawał drużynie polot w ataku. Szybki był zawsze, ale w tym sezonie do sprintu dołożył jeszcze myślenie, a że ostatnio przedłużył o kilka lat kontrakt, Legia będzie miała z niego pociechę.