Gdyby powodem była słaba gra, żal kibiców byłby mniejszy. Ale Polonia zajmie po sezonie miejsce w górnej części tabeli, a przez pewien czas miała nawet szansę na występ w Lidze Europejskiej. Dziś czeka ją spadek do trzeciej lub czwartej ligi. Klub nie otrzymał od PZPN licencji na grę w ekstraklasie, nic nie dało odwoływanie się od tej decyzji. Dziś największą, a raczej jedyną już wartością Polonii jest jej stuletnia tradycja. Wartości materialnych klub nie ma.
Bezpośrednią przyczyną upadku jest polityka obecnego właściciela Polonii, śląskiego biznesmena Ireneusza Króla. Latem ubiegłego roku klub odsprzedał mu Józef Wojciechowski, potentat w branży deweloperskiej, właściciel J.W. Construction. Król liczył naiwnie, że na licencji Polonii wprowadzi do ekstraklasy GKS Katowice. Wybili mu to z głowy kibice, organizując pod domem pikiety, z odpalaniem petard włącznie.
Pieniądze zostały jednak wydane, Król postanowił więc, że zostanie z Polonią w Warszawie. Początkowo imponowało mu pokazywanie się na trybunie stadionu w stolicy, gdzie na mecz przychodzą znane osobistości. Ale to trwało krótko. Kiedy dotarło do niego, że działalność Polonii kosztuje, a on na to nie ma pieniędzy lub ociąga się z płatnościami z innych powodów, przestał się pokazywać w klubie. Od jesieni nikt go tam nie widział. A długi rosły.
Koniec był łatwy do przewidzenia. Najpierw piłkarze zaczęli publicznie mówić, że właściciel im nie płaci, a w zimie kilku z nich opuściło z tego powodu zgrupowanie w Turcji (Wladimer Dwaliszwili, Łukasz Teodorczyk, Tomasz Brzyski, Adam Kokoszka, Edgar Cani) i przeniosło się do innych klubów. Trener Piotr Stokowiec opisał to bardzo obrazowo: – Mieszkamy tutaj w hotelu o nazwie Titanic. Też gra orkiestra, a my mamy poczucie, że idziemy na dno.
Król, do pewnego czasu chętnie opowiadający dziennikarzom o swoich sukcesach w biznesie (mało kto poza nim o nich słyszał), z czasem przestał odbierać telefony. A jeśli już coś mówił, czyny, które za tym szły, przeczyły słowom.