Żal dalej męczyć masażystów

Michał Żewłakow, Tomasz Frankowski i Kamil Kosowski skończyli kariery. Będzie nudniej, poza boiskiem też.

Aktualizacja: 16.06.2013 16:26 Publikacja: 16.06.2013 16:07

Tomasz Frankowski i Maciej Żurawski czyli „Franek Łowca bramek” i „Żuraw władca muraw”

Tomasz Frankowski i Maciej Żurawski czyli „Franek Łowca bramek” i „Żuraw władca muraw”

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Siedem lat w futbolu to nie jest przepaść, a jednak trudno już znaleźć kadrowicza z mundialu w 2006 roku, który nadal gra w piłkę na wysokim poziomie. Powoli schodzi ze sceny pokolenie, które w pierwszej dekadzie XXI wieku brało udział w trzech wielkich imprezach. Michał Żewłakow był na mundialach w Korei (2002), Niemczech (2006) oraz  Euro w Austrii (2008). Od jakiegoś czasu nie grają już Mirosław Szymkowiak, Jacek Bąk, Jacek Krzynówek, Bartosz Bosacki czy Maciej Żurawski. Zakończony sezon ekstraklasy był ostatnim dla zawodników, którzy przez lata świetnie prezentowali się nie tylko w trakcie gry, ale potrafili o tym także interesująco opowiadać.

– Przez lata wypychali mnie przed kamerę, żeby złotousty Michał coś powiedział, ładnie wytłumaczył porażkę i posypał głowę popiołem. Wychodziło mi to nieźle, chociaż to bardzo trudne zadanie. Koledzy z kadry żartują, że tylko z tego powodu w drużynie mnie brakuje – mówi „Rz" Michał Żewłakow.

Liga będzie musiała wykreować nowych liderów. To potrwa

Pierwsze mistrzostwo Polski z Legią Żewłakow zdobył dopiero na zakończenie kariery, gdy od kilku miesięcy schodził już ze sceny. Wiosną stracił miejsce w wyjściowej jedenastce, widać było, że gra nie sprawia mu przyjemności. Popełniał proste błędy.

– Czułem, że to już moment, kiedy trzeba odsunąć się w cień. Zacząłem sobą męczyć ludzi, nie było wokół mnie entuzjazmu. Mam przesyt hoteli, cotygodniowych wyjazdów, odpraw. Pewnie po jakimś czasie znowu zatęsknię, ale na razie czuję ulgę. Poza tym pojawiło się kilku zawodników, którzy przejmują stery, jestem w takim wieku, żeby dać sobie spokój – mówił.

Kilka miesięcy wcześniej karierę skończył jego brat – Marcin, który grał w Koronie Kielce. Tak samo wygadany, szybko stał się ekspertem telewizyjnym, komentuje mecze reprezentacji Polski z Dariuszem Szpakowskim w TVP. Decyzja Marcina była niespodziewana, podjął ją po przepracowaniu zimowej przerwy w rozgrywkach, na początku rundy wiosennej. Zawsze do swojej kariery podchodził z dystansem, o niedawnym meczu z Liechtensteinem powiedział, że tego typu spotkania są niezbędne, by tacy piłkarze, jak on mogli się czegoś nauczyć i później strzelić gola na mundialu. – Michał myśli o napisaniu książki. Wiem, że ja też ciekawie opowiadam, ale jednak fajniej czyta się o Lidze Mistrzów niż o lidze okręgowej – żartował.

Niczego mi nie żal

Gdyby Tomasz Frankowski nie zmarnował kilku lat na grę w Hiszpanii, Anglii i USA być może tego lata żegnalibyśmy najskuteczniejszego piłkarza ekstraklasy w historii. – Ale zobaczyłem kawałek świata, nauczyłem się języków i na pewno tego nie żałuję. Byłem przecież także w Japonii i Francji na początku kariery. Rzeczywiście w ostatnich latach ścigałem się trochę z rekordami, ale wiedziałem, że jestem potrzebny Jagiellonii, gdybym czuł się słabszy, na pewno wcześniej bym ustąpił – mówi „Rz".

Frankowski strzelił w ekstraklasie 168 goli, przed nim w klasyfikacji wszech czasów są tylko Lucjan Brychczy (182) i lider Ernest Pohl (186).

Frankowskiemu najlepiej szło w czasach złotej Wisły Kraków, kiedy z Kosowskim, Żurawskim i Szymkowiakiem nie mieli sobie równych w Polsce, a w europejskich pucharach potrafili wyeliminować Schalke czy Parmę. Największą zadrą w sercu „Franka"  jest brak miejsca w kadrze na mundial 2006, kiedy Paweł Janas w ostatniej chwili zrezygnował także z Jerzego Dudka i Tomasza Rząsy.

Frankowski zawsze miał swoje zdanie, chadzał własnymi ścieżkami, co później nie przeszkadzało mu świetnie współpracować z kolegami na boisku. – W ostatnich sezonach byłem dużo starszy od kolegów z drużyny. Znajdujemy wspólne tematy, chociaż oczywiście o play-station nie mam nic do powiedzenia, bo nie wiem nawet, jak się trzyma joystick. Młodzi są bardziej wirtualni, twittują, korzystają z Facebooka. My potrafiliśmy wracając z meczu osiem godzin grać w autokarze w karty. Jeśli chodzi o alkohol, to nie wiem, czy z obawy przed trenerami, paparazzi, czy z własnego przekonania, połowa kadry to abstynenci. W tych sprawach zmierzamy w dobrym kierunku – mówił w rozmowie z „Rz".

Kiedy Frankowski schodził w 89. minucie ostatniego meczu ligowego, kibice prosili go, by został na jeszcze jeden sezon. Sam zresztą tego nie wykluczał, ale decyzję uzależniał od tego, ile uda mu się strzelić goli. Wyszło za mało. – Nie było sensu dalej męczyć masażystów – stwierdził.

Wódka przed meczem

Pokolenie, które teraz kończy karierę jest ostatnim, które łączy Polskę drewnianą z murowaną. Frankowski i Żewłakow zaczynali grę, gdy obiekty trudno było nazwać stadionami. Dwie trybuny, brak oświetlenia. Przedłużali kariery także dlatego, że obecnie ekstraklasa ma bardzo nowoczesną infrastrukturę. Euro 2012 dało jej cywilizacyjnego kopa, piłkarze chcieli to poczuć i zapamiętać.

Kosowski liczył, że zostanie w Wiśle na jeszcze jeden sezon. Po tym, jak w Bełchatowie odsunięto go do Młodej Ekstraklasy, klub w którym odnosił największe sukcesy wyciągnął pomocną dłoń. 35-letni Kosowski w spotkaniu z Legią był najlepszy, ale Wisła przegrywała i nie przedłużono z nim kontraktu. – Wiedziałem, że taki dzień nadejdzie, nie chciałem  jeszcze definitywnie kończyć kariery, nie byłem na to przygotowany – mówił.

Kosowski jest symbolem straconej generacji. Z Wisły poszedł do Kaiserslautern, później były Southampton, Chievo Werona, Cadiz i Apoel Nikozja. Na temat życia piłkarzy ma dużo do powiedzenia. Przed słynnym, przegranym meczem z Lazio w Pucharze UEFA razem z Żurawskim wypił pół litra wódki. – A ty myślisz, że przed 4:1 z Schalke w Gelsenkirchen to nie wypiliśmy? – pytał dziennikarza „Przeglądu Sportowego". Przyznał, że imprezował nawet cztery razy w tygodniu, rzadko kiedy przychodził na trening zupełnie trzeźwy. Być może dlatego nigdzie nie zrobił takiej kariery, jaka była mu pisana.

Na razie nie ma pomysłu na siebie, czeka, być może zgłosi się jeszcze jakiś klub, gdzie siwiejący Kosowski będzie potrzebny. Wiosną w Wiśle pracował nie tylko na boisku, ale i w szatni. – Proponuję nie robić z młodych piłkarzy gwiazdeczek. Jak ktoś chce grać w piłkę w Wiśle, musi udźwignąć odpowiedzialność nie w jednym spotkaniu, ale we wszystkich – krzyczał. Podobną rolę odgrywał wcześniej w zespole Żurawski, nazywając swoich nowych kolegów bezładną zbieraniną, a nie zespołem.

Kapitanie, dziękujemy

– Pracuję w Wiśle, obserwuję młodych piłkarzy, często jeżdżę za granicę. Jestem ambasadorem klubu. Kiedy skończyłem karierę, nie dotknąłem piłki przez pół roku. Jak ktoś mi ją rzucił, to zamiast kopnąć, łapałem – wspomina Żurawski.

Żewłakow już został zatrudniony w Legii, będzie odpowiadał za politykę transferową. Frankowski także nie narzeka na brak pomysłów na nowe życie. – W Krakowie razem z  Mirkiem Szymkowiakiem mam dobrze funkcjonującą szkółkę piłkarską. Mirek chwali sobie pracę z dziećmi, więc może dla mnie to też jest jedna z opcji. Proszę się o mnie nie obawiać, poradzę sobie w życiu – tłumaczy.

Z ekstraklasą pożegnał się także 41-letni Piotr Reiss, który jeszcze w rundzie wiosennej strzelił gola dla Lecha Poznań. Sprawa w sądzie dotycząca udziału zawodnika w korupcji ciągle się toczy, dlatego bohaterem jest głównie w swoim mieście i końca jego kariery nie fetowała cała liga. Na ostatnim meczu w Poznaniu kibice rozwiesili wielki transparent: „Kapitanie, dziękujemy".

Kapitan w ekstraklasie strzelił 109 goli, ale nigdy nie został mistrzem. Kiedy w 2010 roku Lech świętował zwycięstwo w rozgrywkach, Reiss był na zesłaniu w Warcie. Gdy został zatrzymany przez policję, klub natychmiast rozwiązał z nim kontrakt. Wrócił przed tym sezonem, chociaż sprawa nie została wyjaśniona.

– Kiedy schodziłem z boiska po raz ostatni czułem euforię, kibice zachowali się fantastycznie. Teraz jest trochę żalu i smutku, muszę znaleźć sobie inne zajęcie. Kiedyś marzyłem o tym, żeby zagrać w barwach Lecha, ale nigdy nie spodziewałem się, że będę to robił tak długo. Zajmę się chyba pracą z młodzieżą, mam swoją akademię, może uda mi się wychować następcę – mówił Reiss „Rz" na Gali Ekstraklasy.

Kilka dni temu w Krakowie w meczu reprezentacji Polski z Liechtensteinem oficjalnie pożegnano także Jerzego Dudka, ale to już był piknik, bo bramkarz, który kiedyś wygrał z Liverpoolem Ligę Mistrzów od dwóch lat pozostaje bez klubu, oferty z ekstraklasy nie były satysfakcjonujące.

W nowym sezonie Żewłakow, Frankowski czy Kosowski zapewne nie znikną z mediów, ale będzie problem, gdy po meczu zechcemy porozmawiać z kimś, kto ma do powiedzenia coś więcej, niż to, w którym kierunku poleciała piłka. Piłkarzom po trzydziestce, z historią napisaną w ligach zagranicznych i reprezentacji Polski, można było więcej. Ich zainteresowania wychodziły daleko poza play-station. – Nigdy nie nazwałbym siebie profesjonalistą. Profesjonalizm to coś bardzo trudnego i nudnego, a ja nudy nie znoszę – mówi Żewłakow.

Piłka nożna
Remontada Barcelony, Atletico na kolanach. Gol Roberta Lewandowskiego w hicie w Madrycie
Piłka nożna
Atrakcja jak Wieża Eiffla. Manchester United chce mieć najpiękniejszy stadion
Piłka nożna
Michał Probierz ogłosił powołania. Bez zaskoczeń
Piłka nożna
Jagiellonia i Legia grają dalej, Ekstraklasa awansuje. Będą dwie szanse na Ligę Mistrzów
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Piłka nożna
Jagiellonia w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Awans po wielkich nerwach w Belgii
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń