Siedem lat w futbolu to nie jest przepaść, a jednak trudno już znaleźć kadrowicza z mundialu w 2006 roku, który nadal gra w piłkę na wysokim poziomie. Powoli schodzi ze sceny pokolenie, które w pierwszej dekadzie XXI wieku brało udział w trzech wielkich imprezach. Michał Żewłakow był na mundialach w Korei (2002), Niemczech (2006) oraz Euro w Austrii (2008). Od jakiegoś czasu nie grają już Mirosław Szymkowiak, Jacek Bąk, Jacek Krzynówek, Bartosz Bosacki czy Maciej Żurawski. Zakończony sezon ekstraklasy był ostatnim dla zawodników, którzy przez lata świetnie prezentowali się nie tylko w trakcie gry, ale potrafili o tym także interesująco opowiadać.
– Przez lata wypychali mnie przed kamerę, żeby złotousty Michał coś powiedział, ładnie wytłumaczył porażkę i posypał głowę popiołem. Wychodziło mi to nieźle, chociaż to bardzo trudne zadanie. Koledzy z kadry żartują, że tylko z tego powodu w drużynie mnie brakuje – mówi „Rz" Michał Żewłakow.
Liga będzie musiała wykreować nowych liderów. To potrwa
Pierwsze mistrzostwo Polski z Legią Żewłakow zdobył dopiero na zakończenie kariery, gdy od kilku miesięcy schodził już ze sceny. Wiosną stracił miejsce w wyjściowej jedenastce, widać było, że gra nie sprawia mu przyjemności. Popełniał proste błędy.
– Czułem, że to już moment, kiedy trzeba odsunąć się w cień. Zacząłem sobą męczyć ludzi, nie było wokół mnie entuzjazmu. Mam przesyt hoteli, cotygodniowych wyjazdów, odpraw. Pewnie po jakimś czasie znowu zatęsknię, ale na razie czuję ulgę. Poza tym pojawiło się kilku zawodników, którzy przejmują stery, jestem w takim wieku, żeby dać sobie spokój – mówił.