Zmiana przyszła razem z nowymi stadionami. Drużyny w ekstraklasie przeniosły się na nowoczesne obiekty, wymieniły też trenerów na młodsze modele. Młodym pomogła też afera korupcyjna, niektóre nazwiska źle się kojarzyły, gdy okazało się, że jednak trzeba trenować, a nie dzwonić.
Wicemistrzostwo Polski z Lechem Poznań zdobył 36-letni Mariusz Rumak, coś z niczego w Polonii robił 41-letni Piotr Stokowiec, jego rówieśnik Leszek Ojrzyński od kilku lat pracuje w Koronie Kielce, a 40-letni Marcin Brosz wprowadził Piasta Gliwice do europejskich pucharów. Kiedy z Arabii Saudyjskiej wrócił Maciej Skorża, okazało się, że rynek zrobił się na tyle ciasny, że nie ma chętnych, by go zatrudnić.
Twarda ręka
Młodzież nie jest nieśmiała. Nawet jeśli nie ma za sobą boiskowej kariery, która budziłaby szacunek piłkarzy – potrafi wyrazić swoje zdanie i nie boi się kontrowersji. Starzy trenerzy mówią o nich: laptopowcy, bo młodzi nie ukrywają, że do zawodu są rzetelnie przygotowani. Wielu z nich to pasjonaci, którzy po nocach oglądają w domu drugą ligę peruwiańską, szukając jakichś nowinek taktycznych. Laptopowiec nie boi się komputera, zna obcy język i nosi dobrze skrojony garnitur. Na salony wchodzi z podniesioną głową, w szatni radzi sobie nawet ze starszymi od siebie.
Ostatni sezon najwyżej zakończył ten, o którym inni mają najgorsze zdanie. Rumak był nauczycielem wychowania fizycznego w szkole, podkreśla to z dumą, przypominając, że podobnie zaczynali Louis van Gaal czy Jose Mourinho. Po dwóch latach pracy z grupami młodzieżowymi w Lechu Poznań i Jagiellonii Białystok został asystentem Jose Mari Bakero, którego później zastąpił. Miał być opcją tymczasową, tanią, a właśnie przedłużył kontrakt o trzy lata, bo wywalczył wicemistrzostwo Polski.
Mirosław Okoński mówi o nim, że jest niesympatyczny, środowisko odbiera go jako przemądrzałego belfra. Kilka razy na konferencjach przed meczami i po nich snuł śmiałe tezy – o tym, że terminarz wspiera Legię, bo Lech musi ciągle grać po niej, albo o tym, że jego piłkarze wygrywają na wyjeździe, bo tam nie ma takiej presji jak w Poznaniu.