Po trzech kolejkach nie można przepowiadać, jak będzie wyglądał cały sezon. Całkiem niedawno Legia potrafiła wygrać pięć pierwszych spotkań w lidze i wcale nie kończyła rozgrywek, jako mistrz Polski. Tym razem sytuacja wygląda jednak trochę inaczej. Legia bawi się w ekstraklasie, Jan Urban testuje kolejne ustawienia, zmienia zawodników, a drużyna wygrywa, wydaje się, nie wkładając w mecze całych sił.
Z Podbeskidziem pierwsza połowa tradycyjnie była trochę nerwowa, po przerwie Duszan Kuciak nie miał już jednak piłki w rękach. W Legii na prawej stronie obrony zadebiutował Łukasz Broź, pierwsze gole dla klubu z Warszawy strzelili Helio Pinto i Henrik Ojamaa.
W środę Molde
Pierwszego z nich ciągle chwali Urban, jakby nie dostrzegał, że nowy rozgrywający często nie rozumie się z kolegami i wygląda, jakby unikał gry. Z dużo lepszej strony pokazał się za to Ojamaa. Zawodnik, który na początku sezonu leczył kontuzję, może być dla Legii poważnym wzmocnieniem.
– Henrik często zmieniał pozycje, bardzo dużo biegał. Pokazał, że może także grać za napastnikiem, jako ofensywny pomocnik – chwalił Ojamę Michał Żyro.
Mecze w ekstraklasie są teraz dla Legii, jak sparingi przed europejskimi pucharami. W trzech spotkaniach ligowych mistrzowie Polski strzelili dwanaście goli, stracili tylko jednego. W Europie są jednak zupełnie inną drużyną. Wystraszoną, niezgraną, pełną wątpliwości i znaków zapytania. Zwycięstwem nad Podbeskidziem nikt specjalnie się nie ekscytował, wszyscy myślą o rewanżowym meczu z Molde w eliminacjach Ligi Mistrzów.