Zmiana w Legii była konieczna i raczej nikt jej nie kwestionuje. Jan Urban przyszedł do pracy w połowie ubiegłego roku, kiedy Legia lizała rany po stracie pewnego, wydawałoby się tytułu mistrzowskiego. Zajął miejsce Macieja Skorży, obwinianego za to niepowodzenie. Urban wziął sobie do pomocy dwóch trenerów hiszpańskich, sprowadził 34-letniego Marka Saganowskiego, czemu dość powszechnie się dziwiono a okazało się, że Saganowski, ze swoim doświadczeniem i poważnym stosunkiem do obowiązków (tym różnił się od wielu kolegów z drużyny) stał się jedną z najważniejszych osób w Legii.
Z wypożyczenia do Lechii wrócił Jakub Kosecki, co było ruchem naturalnym. Ale pojawił się też słoweński obrońca Marko Suler. Od pierwszego meczu widać było, że zdecydowanie odstaje od poziomu Legii i że ktoś wyrzucił pieniądze w błoto. To był przykład dalekiej od ideału współpracy między sztabem szkoleniowym a dyrektorem sportowym Markiem Jóźwiakiem, który w sprawach transferów miał jeden z głosów decydujących. Na razie widocznych efektów tej różnicy zdań nie było, ponieważ Legia pozbyła się też innych kiepskich piłkarzy - Ismaela Blanco i Nacho Novo. Ci, których Urban miał, grali coraz lepiej. A ponieważ do pierwszej drużyny awansowali też najlepsi wychowankowie klubowej akademii (Dominik Furman, Daniel Łukasik, Michał Żyro, Rafał Wolski) Legia miała powody do optymizmu. W zimie wzięła z Polonii Tomasza Brzyskiego i Wladimera Dwaliszwiliego, osłabiła Lecha, zabierając mu Bartosza Bereszyńskiego oraz Śląsk, sprowadzając do stolicy Tomasza Jodłowca.
Pierwszy rok pracy Jan Urban zakończył się podwójnym sukcesem - Legia zdobyła tytuł i Puchar Polski. W dodatku okazała się najlepsza w kraju w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy a juniorzy zdobyli mistrzostwo Polski. Czegoś takiego, w jednym sezonie nie dokonał nigdy żaden polski klub.
Ale wewnątrz Legii coraz częściej dochodziło do sporów. Nowy prezes (od grudnia 2012 roku) Bogusław Leśnodorski wymienił kilku pracowników, wstrząsając nieco zakonserwowany, chociaż stosunkowo dobrze funkcjonujący mechanizm. Pierwszym szokiem była zmiana na stanowisku kierownika drużyny. Mało eksponowanym, ale bardzo ważnym. Zwolniono Piotra Strejlaua, którego miejsce zajęła Marta Ostrowska, jedyna kobieta w lidze na tym stanowisku. Wcześniej zajmowała się w klubie flotą samochodową. Latem zmienił się cały sztab medyczny, bo słychać było coraz więcej zarzutów, że zawodnicy zbyt często donoszą kontuzję i jeszcze dłużej dochodzą po nich do zdrowia. Dr Stanisław Machowski był najdłużej pracującym lekarzem w lidze i cieszył się dobrą opinią. Ale uznano, że pora to wszystko zmienić. Nowa ekipa nie była gorsza, zresztą nie w sztabie medycznym tkwiły problemy.
Być może największy dotyczył polityki transferowej. Zarzucano Markowi Jóźwiakowi, że zbyt często myli się w doborze piłkarzy do Legii. W rezultacie Jóźwiaka zwolniono i zmieniono wiosną zasady. O zatrudnieniu nowego zawodnika decyduje od tamtej pory komisja transferowa, w skład której wchodzi trzech trenerów, prezes Bogusław Leśnodorski i dyrektor sportowy Jacek Mazurek. Źle działo się też wewnątrz drużyny. Potworzyły się grupy interesów, można było donieść wrażenie, że nie wszystkim jednakowo zależało na wynikach. O Danijelu Ljuboi niektórzy koledzy mówili, że biega w ataku mniej niż Duszan Kuciak w polu karnym. Ale Ljuboja miał charakter i być może bez niego Legia nie zdobyłaby mistrzostwo. Wystarczył pretekst, pozaboiskowy wyskok, żeby pozbyć się go z drużyny.
Bez niego, Michała Żewłakowa, Dicksona Choto i Tomasza Kiełbowicza, którzy zakończyli kariery Legia zaczęła szukać nowej tożsamości, ale jej nie znalazła. Nie było zdecydowanego lidera, cudzoziemiec w roli kapitana Legii to nie był najlepszy pomysł. Drużyna grała w kratkę, nowi zawodnicy Helio Pinto i Henrik Ojamaa okazali się za słabi na ekstraklasę a Dossa Junior na stoperze też niczym się nie wyróżniał.