- Musimy znaleźć bardziej uczciwą, sportową drogę rozstrzygania takich sytuacji. To, co ma miejsce teraz, w żaden sposób nie łączy się z duchem sportu - mówił jeszcze przed losowaniem selekcjoner reprezentacji Mali Henryk Kasperczak.
Wtórował mu szkoleniowiec drużyny narodowej Gwinei Michel Dussuyer. - Mali nie zasłużyło, by pożegnać się z rozgrywkami w ten sposób. My zresztą również byśmy nie zasłużyli - stwierdził trener.
Ale obaj selekcjonerzy mogli tylko ponarzekać. Regulaminu nie zmieni się w kilka godzin. Chociaż pojawiły się pomysły, które mogłyby zostać wprowadzone w życie doraźnie. Gwinejski skrzydłowy Ibrahima Traore uważa, że zaraz po środowym meczu z Mali powinna była zostać rozegrana dogrywka lub piłkarze powinni wykonywać rzuty karne. Zawodnik stwierdził, że pozwolenie ślepemu losowi, by decydował o turniejowych losach obu reprezentacji, jest nie w porządku. - Naprawdę trudno było spać po tym spotkaniu - mówił Ibrahima Traore, który nie mógł pogodzić się z tym, że do w ćwierćfinale zagra drużyna, która nie wywalczyła awansu na boisku.
Tym razem była to jego drużyna, więc nie może być do końca niezadowolony. Jednak fakt, że losowanie jest mało sprawiedliwym rozwiązaniem, które nie premiuje lepszych, cały czas pozostaje poważnym problemem do rozwiązania.
To nie pierwszy taki przypadek w Pucharze Narodów Afryki. W 1988 roku Algieria w fazie grupowej miała tyle samo punktów, co Wybrzeże Kości Słoniowej. Dzięki losowaniu to ona awansowała do półfinału (były dwie grupy, z których awansowały po dwie drużyny), a potem zdobyła brązowy medal.