Przemysław Tytoń był jedynym polskim piłkarzem, który po Euro 2012 – dzięki obronionemu rzutowi karnemu w meczu z Grecją – został przez kibiców dobrze zapamiętany. Po mistrzostwach kontynentu popadł jednak w niebyt, z którego dziś wychodzi.
Jego dobre występy w desperacko broniącym się przed spadkiem z ligi hiszpańskiej Elche wznowiły dyskusję o tym, kto powinien zagrać w eliminacyjnym meczu z Irlandią, który już za nieco ponad trzy tygodnie rozegramy w Dublinie. Szczególnie że Wojciech Szczęsny od stycznia z ławki Arsenalu wstaje tylko na mecze pucharowe.
A przecież wypożyczony z PSV Eindhoven do Elche Tytoń był już pierwszym bramkarzem kadry. Po wielkim rozczarowaniu, jakim były dla kibiców mistrzostwa Europy, to właśnie wychowanek Hetmana Zamość wywalczył sobie miejsce w bramce reprezentacji – przed Szczęsnym. Co jednak z tego, skoro w swoim ówczesnym klubie – PSV Eindhoven – wylądował w rezerwie. W ciągu dwóch sezonów zebrał zaledwie 12 występów w lidze holenderskiej. Selekcjoner Waldemar Fornalik nie miał więc specjalnie wyboru i musiał przywrócić w bramce stary porządek ze Szczęsnym między słupkami.
Do reprezentacji zdążył wrócić Artur Boruc, a Adam Nawałka, chociaż zaprosił Tytonia na swój pierwszy mecz w roli selekcjonera (0:2 ze Słowacją), to później powoływał nawet Rafała Leszczyńskiego z pierwszoligowego Dolcanu Ząbki, a Tytoń pozostawał w niebycie.
Wszystko przez grę nogami, co w kontekście bramkarza być może jeszcze niedawno brzmiało śmiesznie, ale po wyczynach Manuela Neuera mało kto kwestionuje, jak ważnym elementem sztuki bramkarskiej stała się ta umiejętność w nowoczesnym futbolu. A Holendrzy od zawsze byli forpocztą nowoczesności w piłce nożnej.
Tytoń nawet w opinii holenderskich dziennikarzy był lepszym bramkarzem niż Boy Waterman, którego w sezonie 2012/2013 wolał trener Dick Advocaat, a także niż preferowany przez nowego szkoleniowca Phillipa Cocu Jeroen Zoet w kolejnym sezonie. Rzecz w tym, że obaj Holendrzy lepiej się nadawali do taktyki PSV, która wymagała od bramkarzy bycia ostatnim obrońcą.
W Hiszpanii jednak wymagają od Tytonia, by grał rękoma, a nie nogami – i Polak broni świetnie. Po ostatnim meczu (1:1 z Celtą w Vigo) „Marca" napisała, że Tytoń w bramce czuje się równie świetnie jak u siebie w domu. I chociaż pochodzący z Zamościa 28-latek w trzech meczach z Barceloną wyjmował piłkę z siatki aż 14 razy, to należy do najwyżej ocenianych zawodników mającego trzy punkty przewagi nad strefą spadkową Elche. Pytanie, czy dostrzega to Nawałka.