Mecz miał się odbyć 7 czerwca, ale po awansie Juventusu do finału Ligi Mistrzów (6 czerwca w Berlinie) plany trzeba było szybko skorygować i wcisnąć prestiżowe spotkanie między dwie ligowe kolejki, a derby Rzymu, które zaplanowane były na najbliższą niedzielę, przenieść na poniedziałek. Zmiana spowodowała, że sędziowie będą musieli sobie dziś radzić bez techniki – system Hawkeye miał im w spornych sytuacjach podpowiedzieć, czy piłka minęła linię bramkową.
Myli się ten, kto twierdzi, że dla Turynu rozgrywki o Puchar Włoch są nieistotne. Juventus od 20 lat bezskutecznie walczy o to trofeum, od tego czasu przegrał trzy finały. Lazio wygrało w sumie aż sześć z siedmiu, jedyna porażka przytrafiła się rzymianom ponad pół wieku temu. Ale to Stara Dama, nawet bez zawieszonych za kartki Alvaro Moraty i Claudio Marchisio, będzie dzisiaj faworytem. W tym sezonie nie dała Lazio szans w obu spotkaniach Serie A, wygrywając 3:0 i 2:0, i zamierza pójść w ślady Interu Jose Mourinho, który w 2010 roku cieszył się z potrójnej korony.
– W finale wszystko jest możliwe – ostrzega jednak najlepszy strzelec rzymskiej drużyny Miroslav Klose. – Juventus to silny zespół, ale my zagramy na własnym stadionie i postaramy się to wykorzystać.
Wtóruje mu trener Stefano Pioli: – Rywale będą bardzo zmotywowani. To jasne, że musimy rozegrać perfekcyjny mecz, by liczyć na korzystny wynik. Ale marzyliśmy o finale przed własną publicznością i chcemy pokazać, że znaleźliśmy się w nim nieprzypadkowo.
Pozostaje mieć nadzieję, że spotkanie o Puchar Włoch - inaczej niż w zeszłym roku, kiedy doszło do krwawych zamieszek, w których śmierć poniósł kibic Napoli - będzie świętem piłkarzy, a nie chuliganów.