W rundzie wiosennej Karol Linetty był jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym piłkarzem dopiero co koronowanego mistrza Polski Lecha Poznań. To nie jest nowa postać w kadrze Adama Nawałki – 20-letni pomocnik zagrał już pięć meczów za kadencji tego selekcjonera. Wystąpił nawet – chociaż raczej w symbolicznym wymiarze, na boisku przebywał tylko cztery minuty – w jednym spotkaniu eliminacji: w wyjazdowym meczu przeciwko naszemu sobotniemu rywalowi Gruzji.
Linetty jest nieśmiały, cichy, nie wygląda nawet na swoje 20 lat, a do większości dziennikarzy wciąż zwraca się per „pan". Czasem, gdy obleje się kolejnym rumieńcem i uśmiechnie, odsłaniając aparat ortodontyczny, można by pomyśleć, że starszych kolegów z reprezentacji także tytułuje „panami". Ci, którzy jednak Karolka – jak nazywają go bez wyjątków wszyscy, zarówno w Lechu, jak i reprezentacji – znają nieco lepiej, twierdzą, że gdy tylko wychodzi na boisko, zmienia się w zadziornego i dorosłego Karola. Nieważne, czy to trening czy mecz.
Linetty miał z całą pewnością znacznie lepszą wiosnę niż Tomasz Jodłowiec, który do tej pory był pewniakiem w drużynie Nawałki. Legionista jednak w rundzie rewanżowej był niedokładny, nieskuteczny, źle podawał i przede wszystkim wyglądał, jakby mu się po prostu nie chciało. Pozycja Grzegorza Krychowiaka w środku pomocy jest absolutnie niepodważalna, ale w tej chwili to Linetty jest bliżej tego, by zająć miejsce obok triumfatora Ligi Europejskiej.
Jodłowiec zdobył w tym sezonie trzy gole i zaliczył cztery asysty, Linetty ma dwie bramki i żadnego ostatniego podania. Jodłowiec jest zawodnikiem nastawionym bardziej defensywnie. Przez lata przecież kursował między pozycją ostatniego obrońcy a defensywnym pomocnikiem. Jego skuteczność wynika w dużej mierze z dobrych warunków fizycznych i umiejętności zachowania się przy stałych fragmentach gry.
To lechita jest jednak zawodnikiem, który ma bardziej wpojone, by akcje swojej drużyny konstruować, a na boisku widać, że myśli i wie, co chce z piłką zrobić. Ulubione zagranie Jodłowca w środku pola to kopanie piłki daleko, często bez sensu i bez pomysłu. W lidze do tego repertuaru dokłada jeszcze indywidualne szarże wykonywane z gracją czołgu, zbyt często kończące się stratami. Linetty na taką nieodpowiedzialność sobie nie pozwala. Jeszcze w młodzieżowych reprezentacjach lechita ustawiany był nawet jako klasyczna dziesiątka grająca za napastnikiem.
Na zgrupowanie reprezentacji dotarł po fecie mistrzowskiej Lecha Poznań, ale w głowie szumi mu z innego powodu niż wypity alkohol. O 20-latku mówi się bowiem w kontekście kilku bardzo poważnych zagranicznych klubów – z uczestnikiem przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów Borussią Moenchengladbach i Tottenhamem Hotspur na czele.
– Rozmawiałem z moim menedżerem i oferta z Tottenhamu faktycznie się pojawiła. Poprosiłem go jednak żebyśmy zajęli się transferem dopiero po zgrupowaniu i moim urlopie. Na razie chcę się w pełni skoncentrować na meczu z Gruzją – mówił z pozoru beznamiętnym tonem Linetty, po czym jednak z błyszczącymi oczami i entuzjazmem godnym 20-latka dodawał. – Co mam ukrywać, jestem zakochany w Premier League. Gdy tylko mogę, staram się oglądać mecze transmitowane z Anglii. Dziewczyna się złości, bo cały weekend spędzamy przed telewizorem, ale nic na to nie jestem w stanie poradzić.