– Jeśli Katalonia opuści Hiszpanię, jej kluby nie będą mogły grać w hiszpańskiej lidze – mówił prezes Primera Division (LFP) Javier Tebas. – Nasze prawo zabrania, by w rozgrywkach uczestniczyły jakiekolwiek zespoły spoza Hiszpanii.
Los Espanyolu Barcelona, który opuścił tylko cztery sezony La Liga, od kiedy ta powstała w 1929 roku, niestety obchodzić będzie tylko jego kibiców, a tych jest garstka. Podobnie jak drugoligowej Girony czy występujących na trzecim poziomie hiszpańskiej piłki Sadabell i Badalony.
Pieniądze płyną
Ale świat bez przynajmniej dwóch El Clasico w sezonie, czyli meczów FC Barcelony z Realem Madryt, to coś, co nie mieści się w głowie piłkarskich kibiców, a pewnie nawet i najbardziej zagorzałych zwolenników niepodległej Katalonii.
– Finanse klubów uzależnione są od wpływów ze sprzedaży praw telewizyjnych. Jeśli Katalonia ogłosi niepodległość, Barcelonę czeka los Celticu albo Ajaxu. Klubu, który będzie opierał się głównie na wychowankach, dominował na swoim podwórku, ale w Lidze Mistrzów faza pucharowa, może ćwierćfinał będą sukcesem – to z kolei słowa hiszpańskiego ministra sportu Miguela Cardenala.
Barcelona i Real mają gwarantowane największe w piłkarskim świecie wpływy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych. W sezonie 2013/2014 oba zarobiły po 140 mln euro – dla porównania Bayern Monachium w tym samym sezonie zarobił ponad 103 mln mniej. W przyszłym sezonie wejdzie w życie nowa, kosmiczna umowa między angielską Premier League a telewizjami Sky oraz BT Sports. Nadawcy zapłacili ponad 5 mld funtów za trzyletnie prawa do pokazywania meczów ligi angielskiej. Ale nawet według tego kontraktu najlepsze zespoły z Wysp Brytyjskich nie dostaną więcej niż hiszpański duet supermocarstw.