Gdy prezes PZPN Zbigniew Boniek jesienią 2013 r. przedstawiał Adama Nawałkę jako nowego selekcjonera, mało kto wierzył, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Powtarzano, że nie ma za sobą sukcesów klubowych, że nigdy nie współpracował z wybitnymi zawodnikami i że tak naprawdę to Waldemar Fornalik bis.
Od początku wiadomo było, że to Boniek będzie odpowiedzialny za sukces lub porażkę tej kadry. Dziś przed prezesowsko-selekcjonerskim duetem trzeba zdjąć kapelusze. Zadanie wykonane – chociaż droga do Francji usłana różami nie była.
Praca i pomysł
Nawałka nie jest Juergenem Kloppem, w przedmeczowych wypowiedziach ogranicza się do komunałów wypowiadanych beznamiętnym tonem. Jednak to właśnie on potrafił z najlepszych piłkarzy, jakich Polska miała od lat, stworzyć drużynę, co nie udało się jego poprzednikom: Franciszkowi Smudzie i Fornalikowi.
W minionych latach refrenem powtarzanym przy okazji kolejnych meczów kadry było utyskiwanie na Roberta Lewandowskiego. Żartowano nawet złośliwie, że najprostszym sposobem na zatrzymanie naszego napastnika jest ubranie go w biało-czerwoną koszulkę. Jeszcze nie tak dawno liczono mu kolejne mecze w kadrze bez gola.
Za czasów Fornalika wyglądało to zresztą zatrważająco – 903 minuty (ponad 15 godzin) bezproduktywnego biegania po murawie. Gdy w końcu Lewandowski przełamał się w spotkaniu z San Marino, natychmiast znaleźli się szydercy twierdzący, że przeciwko amatorom to się tak naprawdę nie liczy, a poza tym co to za przełamanie z rzutu karnego?
W zakończonych właśnie eliminacjach Euro zawodnik Bayernu Monachium strzelił 13 goli – wyrównując rekord Davida Healy'ego z 2008 r. – i był zdecydowanie najważniejszą postacią na boisku. Lewandowski w 14 meczach w kadrze Nawałki strzelił 14 goli. We wcześniejszych 58 spotkaniach w reprezentacji zdobył 18 bramek.