Rzeczpospolita: Prawie rok spędził pan w chińskim klubie Hebei China Fortune, ale nie słyszeliśmy o sukcesach. To był jednak zły wybór?
Miroslav Radović: Wybór był dobry, ale miałem pecha. Wkrótce po przyjeździe do Chin doznałem nietypowej dla piłkarza kontuzji barku. Nawet tam operacja może się nie udać i mnie to właśnie spotkało. Potrzebna więc była druga operacja, po niej rehabilitacja, dochodzenie do formy, w rezultacie rozegrałem tylko pięć meczów, strzeliłem dwie bramki i miałem dwie asysty. Drużyna walczyła o awans do chińskiej ekstraklasy, czyli Superligi więc trener musiał stawiać na pewnych zawodników, a nie takich, którzy borykają się z problemami. Dlatego mówię o pechu. W tej sytuacji postanowiłem wrócić do Europy.
Udało się wywalczyć awans?
Tak, więc przynajmniej mogę powiedzieć, że miałem w tym mały udział. Pamiętam, że kiedy opuszczałem Warszawę, niektórzy się śmieli po co ja jadę do klubu drugiej ligi chińskiej. Dziś ten klub jest o klasę wyżej i właśnie zapłacił Romie 18 mln euro za napastnika Wybrzeża Kości Słoniowej Gervinho, którego w Polsce dobrze znamy z czasów gry w Arsenalu. A to nie były ostatnie pieniądze, jakie miał ten klub.
Kto jest jego właścicielem?