Jeśli ktoś jeszcze wątpił, że piłkarzy Leicester stać na zdobycie mistrzostwa Anglii, w sobotnie popołudnie otrzymał najlepszy dowód. Przyjechali do Manchesteru, nie przestraszyli się milionerów z Etihad i wygrali 3:1. Nad najgroźniejszym przeciwnikiem mają już 6 punktów przewagi. Arsenal (2:0 z Bournemouth Artura Boruca), z którym spotkają się w niedzielę, wyprzedzają o 5.
Mecz zapowiadany jako pojedynek Sergio Aguero z Jamiem Vardym, króla strzelców sezonu ubiegłego z zawodnikiem najskuteczniejszym obecnie, miał innych bohaterów: Robert Huth strzelił dwa gole, Riyad Mahrez – jednego, ale wielkiej urody. Obaj ogrywali obrońców gospodarzy jak dzieci.
– Premier League jest szalona. A my każde spotkanie traktujemy tak, jakby było naszym ostatnim – mówił trener Ranieri. Klub myśli jednak o przyszłości i zabezpiecza się już przed zakusami bogatszych. Właśnie przedłużył kontrakt z Vardym do 2019 roku. – Czuję się tu doskonale i spełniam marzenia – mówi 29-letni napastnik.
W Liverpoolu sobota miała smak bardzo gorzki. Protest kibiców (w 77. minucie 10 tys. osób przeciwnych podwyżce cen biletów i karnetów opuściło stadion) zbiegł się w czasie z chorobą Juergena Kloppa. Trenera zabrakło na ławce, przechodził operację usunięcia wyrostka robaczkowego, a jego zespół wypuścił dwubramkowe prowadzenie w meczu z Sunderlandem (2:2).
– Zwycięstwo nad Chelsea pozwoli nam włączyć się do walki o tytuł – przekonywał Louis van Gaal. Ale do wygranej w Londynie zabrakło Manchesterowi United kilku minut (1:1). Van Gaal ma chyba kompleks Guusa Hiddinka – pokonał go w karierze tylko raz.